Ciąg dalszy relacji z wyprawy 2012. Wcześniejszy wpis jest tutaj: Qom, pustynia, solniska ...
Trzeciego dnia pobytu w Teheranie w końcu zająłem się zwiedzaniem. Wszystkie meczety wszędzie na świecie wyglądają praktycznie tak samo. Nuda. Bazar, fajny, ale widziałem takich setki, w tym dużo bardziej klimatyczne. „Oooo Polska, mam wiele przyjaciół w Polsce, a tutaj mam sklep i świetne dywany” – zachęcał jeden ze sprzedawców. Po cholerę mi dywan. Zresztą tak naprawdę wszędzie gdzie podróżuję mało kto kojarzy Polskę. Jak wszyscy słyszą Poland, myślą Holland. Gdy udaje mi się przekonać, że ma być Poland, to pojawia sie na twarzy mojego rozmówcy, a do licha gdzie to jest? Takie sa realia. Jedynie w tych miejscach gdzie Polaków - emigrantów, podroznikow czy turystow jest naprawde sporo wiedzą, że Poland to nie Holland. Schodzilem i zjezdzilem kawal Teheranu i bez wątpienia miasto okropne. Ten chaos iranski, w tym uliczny, najbardziej mi sie podobal z wszystkiego. Jesli ktoś jest przyzwyczajony do miast europejskich to w Teheranie bedzie sie czuł jak w miescie bez centrum, bez miejsca spokoju, relaksu. Dlatego ja podróżuję dla przyrody a nie dla miast, one sa tylko dodatkiem. Dwa dni w mieście i dziekuje. Kolejny punkt, znalezc wycieczke na pustynie, ta tuz za Teheranem. Choćby na pol dnia, ale nie wiecej niz dwa dni. Tak tylko by liznac pustyni. Widziałem juz wiele pustyn, chodzilo więc tylko o wrazenie porownawcze. Agencji turystycznych jak na lekarstwo. Pytania, a po co chcesz jechac na pustynię, to bez sensu. Żadnych wycieczek, w jednej firmie tylko wypasiona wielodniowa i droga ekspada m.in. przez pustynię, ale i tak zaczynająca sie za tydzien. Czyli lipa. Iran pod wzgledem zorganizowania turystyki jest cały czas w głębokim sredniowieczu. To co banalnie proste w wielu krajach, tutaj jest niemal niemozliwe. Głównym moim punktem wycieczki po pustyni miało być słone jezioro Namak bądź inne podobne miejsce, czyli inaczej salar (najwieksze na swiecie podziwialem w Ameryce Poludniowej). Skoro jest ono bliżej miasta Qom niż Teheranu, to moze stamtąd uda mi sie je zobaczyc. Innej opcji nie było. Postanowilem sie wybrac do Qom. O tym wyjezdzie było w poprzednim tekscie, a teraz jeszcze o Teheranie.
Po powrocie z Qom jeszcze musiałem pozostać trochę w Teheranie w oczekiwaniu na autobus do Gruzji, w tym czasie snułem się po miescie, pisalem teksty w kawiarence internetowej, jednak wrzucenie ich na facebooka okazało sie niemozliwe. Co prawda po złamaniu iranskich państwowych zabezpieczen dalo sie otworzyc facebooka, ale praktycznie nic nie dało sie zrobic. Więc wrzucilem tylko napisane teksty na mejla, by czekaly na lepsze czasy. Iran infrastruktualnie naprawdę robi wrażenie, autostrady i inne świetne drogi, metro w kilku miastach, sprawne koleje, wiadukty, tunele, ale pod względem działania internetu to jeden z najgorszych krajów – z powodu blokady państwowej. Zdjęcia praktycznie zadnego nie da sie wrzucic do netu, chyba ze bardzo male rozmiary. Wyslanie mejla nieraz zajmuje kilka minut, strony jeśli się w ogole otwieraja, to trwa to kilka minut, google maps nie dziala, a korzystałem z netu w kilku miejscach w Iranie. Pod tym wzglededm Iran to nie trzeci a czwarty swiat. Coś okropnego. Coś co w Europie zajmuje kilka sekund, tutaj 10 minut, a najczesciej jest w ogole niemożliwe.
Wielu Iranczykom mentalnie jest bliżej do swiata zachodniego niz islamskiego i nie chca, by bylo tak jak jest. Doceniają, ze kraj mimo embarga sobie radzi, ze sie tyle buduje, ale mentalnie źle im we wlasnym kraju. Nie chca tak zyc. Mlodzi ludzie, zwlaszcza studenci, ktorzy znaja przynajmniej trochę angielski, wprost przyznawali ze nienawidzą swoich wladz. Chlopcy chca sie spotykac z dziewczynami, całować na ulicy, chodzic na dyskoteki a nie mogą. Nie wierzą jednak za bardzo w zmiany, powtarzają tylko, że są ateistami, islam ich nie interesuje i ze żyją w zniewolonym kraju. Marza by stąd uciec. Wiedzą, ze mozna życ inaczej.
Ostatniego dnia przed wyjazdem do Gruzji wybralem sie do jednej z dzielnic - Rey, kiedyś to bylo osobne miasto, dzisiaj jest częścią Teheranu, mozna tutaj dojechac metrem. Najstarsze ślady osadnictwa na tym terenie notowane są na 6000 lat p.n.e. Sa tu dwie atrakcje turystyczne. Które trzeba samemu odnalezc, bo nikt o to tutaj nie dba. Jesli w centrum przy bazarze jeszcze można odnaleźć zespół meczetów, stanowiący miejsce pielgrzymek, to odnalezienie średniowiecznej wieży Thurgal stanowi wyzwanie. W jednym z meczetów znajduje sie grób waznego przedstawiciela islamu, ktory zmarl w 9 wieku n.e. (nazywał się: Abdul Adhim ibn al-Hasani Abdillah). Mieszkańcy znają to miejsce. Ale o istnieniu zabytkowej wieży mało kto wie. Jedna na 15 zapytanych osob kojarzyła budowlę, a na miejscu okazalo się, ze wieza jest ogrodzona, brama zamknięta, wkolo niezly syf. Nie przepadam za zwiedzaniem miast, a w Iranie trzeba miec duzo zdrowia i chęci by cokolwiek zobaczyć, wszystko jakby poukrywane, nikomu nie zależy, by to wyeksponować i rozpowszechnic wiedzę o tym. Map jak na lekarstwo, a mapy z napisami po angielsku nie znalazłem (mapy Teheranu). Zresztą z atrakcjami przyrodniczymi jest podobnie, za wyjatkiem Demawendu. Ale to Iran i trzeba z tym żyć. Nie pamietam jednak, by kiedykolwiek przez tak dlugi czas zwiedzając różne miejsca nie spotkac innych cudzoziemcow, turystow, podrózników.
Niezmiennie robie tu za ciekawostkę i niezmiennie mój aparat budzi zakłopotanie. Tutaj sie boją zdjęć. Ale co sie dziwic, jak za zrobienie zdjecia dworca czy parlamentu mogą cię aresztowac. Jest tutaj duze przewrażliwienie na punkcie robienia zdjęć. Raz że jestem jedynym cudzoziemcem, dwa, każde moje zdjęcie jest uważnie obserwowane przez ludzi wokół przebywających. Niektorzy chcą zabronić mi robienia zdjec, inni probuja zapytać czemu robię zdjecie. Ale znaja tylko perski, więc sie nie dogadamy. Na dworcach, przy budynkach rządowych, placowkach ambasad jest kategoryczny zakaz robienia zdjec. To już zaczyna byc jak choroba. Najlepiej to pokazuje pewne zdarzenie. Robię zdjęcia placowi zabaw i sportowej siłowni w parku - miejsce jakich wiele na świecie. Zatrzymuje mnie policjant, nie wladajacy angielskim, idziemy na posterunek. Tam przekazuje mnie przełożonemu, ktory zna troche angielski, pokazuję mu zdjęcia jakie zrobiłem. Ten się śmieje, opieprza policjanta, przeprasza mnie i mowi ze moge iść. I tym oto sposobem plac zabaw stal sie iranskim obiektem strategicznym. Ludzie, wyluzujcie. To okropne słońce chyba zle dziala na was tutaj. Wszyscy też sie dziwią, ze sam podrozuje. Czemu sam, gdzie moja rodzina? Ja lubię podrozwac w pojedynkę, zresztą moje wyprawy sa na tyle długie i skomplikowane, ze to nie zabawa dla każdego. Ponadto kto tak jak jak zostawi pracę i pojedzie w świat, by wydac niemale pieniadze. Bo wakacje hotelowo-pobytowe w Egipcie to grosze przy kosztach takiej wyprawy. Ale ja kocham tą moją pasję i tyle. Życie jest generalnie nudne, kazdy dzien taki sam, praca, dom, rodzina, obowiązki. Dlatego ja żyję od wyprawy do wyprawy. Wyprawa jest dla mnie jak tlen, który trzyma mnie przy życiu. Raz do roku muszę gdzieś pojechać.
Pozdrawiam
Greg
(stary blog z wyprawy, październik 2012)
Na zdjęciach: centrum Teheranu, targowisko, lokalny fast food, meczet Shah-Abdol-Azim (dzielnica Rey), Wieża Tughrul (dzielnica Rey)
Error