Blog

Blog

Iran: Qom, pustynia, solniska, SZYICI i NUKLEARNE SPRAWY

Jedna z wersji irańskiego kebaba w mieście Qom
Do Qom dotarłem bez problemów. Wpierw metrem na jeden z dworców autobusowych, potem autobusem ok. 150km jazdy 3-pasmową autostradą przez pustynię. Qom to duże miasto liczące 1,3mln mieszkańców i zarazem święte miasto szyitów z całym kompleksem świątyń, których budowę rozpoczęto w XI w n.e. Jako że piątki są tutaj dniem świętym i do Qom zjeżdżają tłumy pielgrzymów wiedziałem, iż bedzie problem z noclegiem - wyjeżdżałem w czwartek. Niestety straciłem dwa dni z powodu odwołania mojego lotu do Tbilisi i szukania rozwiązania zastępczego. Szyizm to druga co do wielkości pod względem wiernych odnoga islamu, a Qom jest ich najważniejszym centrum religijnym. Przekonałem sie o tym od wjazdu do miasta. Tylu „batmanów” w jednym miejscu nigdy nie widziałem. By kobiety weszły na teren kompleksu meczetów muszą być tak ubrane, sama chusta, obowiązkowa w Iranie nie wystarczy. Mężczyźni mają dużą swobodę, acz spodnie muszą nosić długie. Szkoda, że są religie które tak odkobiecają kobiety. Do tego ten upał. Mniejsza z tym. Trzeba było znaleźć nocleg. Ale wszystkie hotele pełne. Ledwo znalazłem, w całkiem drogim hotelu.

 

Przy okazji złaziłem kawał Qom, pełno wąskich uliczek, przypominających choćby mediny w Maroko. Jako, że było wcześnie postanowiłem wpierw przejść przez teren świątyń, póki jeszcze jest dostępny dla zwykłych ludzi, oczywiście byłem jedynym turystą i oczywiście wzbudzałem niezdrowe zainteresowanie, zwłaszcza jak wyciągałem aparat fotograficzny. Tego dnia chciałem sie jeszcze wybrac na pustynię. Jednak tu w Iranie serwis turystyczny praktycznie nie istnieje i proste rzeczy robią sie bardzo skomplikowane. A do tego w Qom nikt nie znał angielskiego. W takim razie zacząłem pytać taksówkarzy. Już nad morzem napisano mi po persku potrzebne slowa, wiec miejscowi rozumieli. Tylko nikt nie kwapił sie mnie tam zabrac. W koncu jeden gość, inwalida zreszta o kuli, powiedział ze mnie zabierze tam gdzie chce. Że pół dnia nam wystarczy. No to w drogę. O cenie nie rozmawialiśmy. Dla mnie lepiej, bo jesli usluga jest wykonana, a nie ustaliliśmy ceny, to ja mam mocniejsza pozycje, a nie usługodawca. On musi madrze dzialac, by mnie nie wkurzyc i dostac pieniadze. Po co biały musi jechac na pustynię? Inni chca nad wode, a biały na pustynię, gdzie w słońcu plus 70 stopni C, a ziemia i skaly jeszcze cieplejsze. Nikt tego w Iranie nie mógł zrozumieć. Myślałem ze moj kierowca Muhammad wie jak jechać nad jezioro Namak, ktore bylo glownym punktem. Ale nie miał pojęcia. Jeździmy, on pyta, szukamy. Do tego kolejny wariat za kierownica, rzadko kiedy schodził poniżej 140-160km/h. Fakt, drogi dobre, ale bez przesady.

 

glina resize wmOkay, jest pustynia, wielbłądy, znaki na drodze uwaga wielbłądy, gliniane domy. Super. Ale gdzie jest to cholerne słone jezioro. To tak naprawdę salar, bo wody tam prawie wcale nie ma. Zjeździłem największe salary swiata w Ameryce Południowej z Uyuni na czele, ale chciałem zobaczyć dla odmiany azjatyckie. A wiec jedziemy, moj kierowca pyta dziesiątki razy jak dojechać do jeziora. Jedziemy, aż nagle tabliczka Teheran. Super przyjacielu, zamiast nad jezioro zawiozłeś mnie z powrotem do Teheranu i to jeszcze nie od strony najkrótszej drogi z Qom, tylko z boku. Genialnie. Objechaliśmy wiec pół Teheranu i wjechaliśmy na autostradę z Qom do Teheranu(lub odwrotnie jak kto woli), którą jechalem kilka godzin wcześniej. Mam byc spokojny, Namak będzie. Dojeżdżamy autostrada do jeziora i próbujemy zjezdzac w roznych miejscach na droge szutrowa ale nic z tego. Slonce zachodzi, niedlugo będzie ciemno, a po ciemku dobrych zdjęć nie bedzie. Moj kierowca nadal pyta. W koncu zjezdzamy kolejny raz z autostrady i jedziemy droga szutrowa. Dosyć długo, ale w kierunku jeziora. Gdybyśmy od razu pojechali autostrada, to juz dawno jezioro byłoby zwiedzone i bylibyśmy w Qom, a my zamiast 80-100km zrobiliśmy jak sie na koncu okazalo 350km.

 

Gdy juz jesteśmy prawie przy jeziorze, przy widocznej kopalni soli nagle zajeżdża nam droge samochod. To kierownik kopalni, nawet zna troche angielski i mowi strefa zamknięta (forbidden zone). Nie ma mowy bysmy wjechali na teren salaru. Proszę, kawal świata przejechałem. Nie i nie. Na ogol po kilku minutach w podobnych przypadkach ustalalismy cene, a tu jak głową w mur. Jezioro(salar) 100m dalej, slonce zajdzie za otaczajace gory za 15 minut. Dlaczego jezioro jest zamknięte? Przez wojsko i pokazuje palcem czarne punkty na salarze i w okolicy. To posterunki wojskowe. Jezioro to to nie tylko kopalnia soli. Nie wjedziecie. A co jeszcze? Wojskowy poligon doświadczalny. Nuklearny poligon doświadczalny. Akurat, bajeczka dla turysty. Jako, ze jestem niedowiarek zaraz ustawilem obiektyw aparatu i za pomocą zoomu zamierzałem sie przyjrzec czy to prawda. W tej chwili kierownik kopalni uderzył w aparat, tak za ledwo go złapałem przed upadkiem na ziemie. I krzyczy, ze zaraz mnie zastrzelą! W porządku, coś jest na rzeczy, ale dogadamy sie w koncu? Jestem tak samo nieustępliwy jak on. Wyciągam dolary i pytam ile? Po dwoch minutach ja mam ciutkę mniej dolarow, a my jedziemy po salarze, na teren kopalni soli. I przykaz, nie celuj w kierunku posterunków wojskowych aparatem, a w inne strony tylko z chusta na aparacie! To nie sa żarty! Przy resztkach promieni slonca, robie zdjecia, wszystkiego, w kierunku posterunkow wojskowych tez. Jesli mieliby mnie zastrzelić juz by to zrobili. Moj kierowca przerażony, porzucił kule i chodzi za mna, co chwile przykrywa mi aparat chusta, ktorą ja co chwilę zrzucam z aparatu i lamentuje a ja celuje obiektywem w serce jeziora czyli w kierunku posterunków wojskowych. Daje mi do zrozumienia kolejny raz, że mnie zastrzelą. Dobra, już mnie tyle razy w zyciu mieli zastrzelic w tylu roznych miejscach, tyle roznych sytuacji zagrażających zyciu. Raz sie zyje. Gdybym w miejscach moich wypraw sluchal wszystkich takich uwag, to powinienem sie zabarykadować w hotelu i nie wychodzic. A ja przyjechalem zwiedzac, ogladac. A ze czasami nie jest bezpiecznie, to nie moja wina. Nic na to nie poradzę. I na pewno mnie to przed niczym nie powstrzyma. Jednak ciekawe jest, ze tylko wjechaliśmy na teren kopalni, to kilometr dalej wystartował wygladajacy na wojskowy helikopter, ktory krazyl nad salarem, ale nie bezpośrednio nad nami. Gdy my zjechalismy po okolo 30 minutach z salaru helikopter zniknął. Muhammad tez byl pierwszy raz na salarze, nawet wziął sobie sól na pamiątkę. A jezioro jest typowym pustynnym salarem – wszystkie wyglądają tak samo – całkiem ładnym. I jak w Ameryce Południowej i z niego pozyskuje sie sól.

 

Cos mnie natknęło jednak, by zajrzec do zrobionego wczesniej zdjecia mapy tego regionu. A tu niespodzianka, to nie jezioro Namak, tylko Hoz-e-soltan, inne jezioro. Pokazuje zdjecie, Muhammad rozumie, gaz do dechy i jedziemy. Na autostradzie wypytał policje i zarzeka sie, ze teraz wie na pewno, gdzie jest Namak (3000 km2 soli). Jedzie jak wariat. Już praktycznie w nocy docieramy do jeziora za Qom, ostatni odcinek pokonując po szutrze. Po chwili postoju stwierdzam – jedzmy – i tak niewiele widac. Już po zmroku wróciliśmy do Qom i dogadaliśmy sie co do ceny za wycieczkę.

 

Wszyscy byli zadowoleni a ja ruszyłem na nocne zwiedzanie miasta w tym świątyń. Oświetlonych, pełno wiernych. Typowe pielgrzymkowe miejsce w scenerii chaotycznej i głośnej Azji. A co do kwestii nuklearnych, to pewnie to jest prawda, co mowil kierownik kopalni. Bowiem w tej okolicy - Qom, jeziora Namak i Hoz-e-soltan - znajduje sie podziemny zakład wzbogacania uranu. Głęboko pod ziemią. Iran twierdzi, ze to do celow medycznych, Izrael i Zachód, ze do produkcji broni atomowej. Pod ziemia, by trudniej bylo go zbombardować, zresztą bliskość Qom, swietego miasta szyitow nie jest bez znaczenia. Gdyby ten rejon zostal zbombardowany, szyici nie pusciliby tego płazem. Również kolo Qom znajduje sie jedno z dwoch miejsc w Iranie, skad wystrzeliwane sa orbitalne rakiety balistyczne przez Irańską Agencję Kosmiczną. One moga wynosić satelity, ale tez byc pociskami z ładunkiem nuklearnym wylacznie. Kierownik mówił ponadto, ze pracuje tu 10 lat, ale jeszcze zadnego turysty w tym miejscu nie widzial. Jak ja wpadłem na pomysl, by tutaj dotrzec? A to mnie wlasnie dziwi, jak Iran nie wykorzystuje turystycznie tak atrakcyjnego miejsca? Musiałem sie tyle namęczyć by je zobaczyć. Teraz troche rozumiem, atom jest ważniejszy niz turysci. Po wieczornych wędrówkach wrocilem do hotelu, by następnego dnia rano zrobic ostatni spacer po mieście.

 

Kolejnego dnia – w piątek – teren świątyń byl juz zamkniety, nie chciano mnie wpuścić, bo jestem cudzoziemcem i mam aparat, a jest zakaz robienia zdjęć. W ogole w Iranie jest duzo miejsc z zakazem robienia zdjec jak dworce, parlament, budynki rządowe i in. Jedną bramą mnie nie wpuścili, drugą bramą mnie nie wpuścili, to wśliznąłem sie trzecią bramą. Na szczescie naprawiłem uszkodzony kilka dni wcześniej malay aparat, wiec moglem z ukrycia porobić troche zdjęć. Wieczorem wróciłem do Teheranu.

pozdrawiam greg

(stary blog z wyprawy 2012, wrzesień)

Ciąg dalszy jest tutaj:Teheran cz. 2 - dzielnica Rey i strategiczny plac zabaw.

O Qom pisałem także tutaj: Qom - święte miasto Szyitów.

 

Podpisy do zdjęć:
1) Święte miasto szyitów – Qom, sanktuarium Fatimy al-Masumah (Masumeh)
2) Qom – modlitwy w sanktuarium (piątek – „islamska niedziela”)
3) Informacja o obowiązkowym stroju dla kobiet, jeżeli chcą wejść na teren sanktuarium w Qom
4) Centrum Qom nocą
5) Zakład rzemieślniczy w Qom
6) Salar Hoz-e-soltan, rejon Wielkie Pustyni Słonej i Parki Narodowego „Kavir”


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2025 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search