blafjollJuż podczas blisko sześciominutowego zjazdu do wulkanu Thrihnukagigur można przyjrzeć się pięknym lawowym ścianom i potędze wnętrza krateru. Zamontowanie bezpiecznej windy stanowiło nie lada inżynierskie zadanie. Nie ma takiej drugiej na świecie wożącej ludzi na dno kiedyś aktywnego krateru. Stała temperatura w środku wynosi 5-7°C, jest zrobiona niewielka ścieżka, ale jeżeli ktoś się nie boi ruchomych głazów można z niej zboczyć. Nie chodził z nami przewodnik, nikt nie przekazywał żadnych informacji. Jeden człowiek obsługiwał windę, a drugi stał w górnej części dna i tyle. Natychmiast zboczyłem ze ścieżki i zszedłem w dolne pokłady komory. Obserwowałem skały. Na głowę spadały mi krople wody. Oficjalnie, grupa na dole przebywa 30 minut, myśmy spędzili ponad godzinę. Czemu tak? Nieważne. Fantastycznie. Przebywanie na dnie wulkanu robi wrażenie, ale po pół godzinie, paru zdjęciach, moim towarzyszom z USA, odechciało się łazić po głazach. A ja szybko skakałem po nich, by zobaczyć jak najwięcej. Gdy zjechała druga grupa, pozostawiono nas z nią, dopiero gdy zjechała trzecia, nastał czas powrotu na powierzchnię. Fajne miejsce, chociaż podobne krajobrazowo do typowych jaskiń wulkanicznych. I za drogie. Nawet na Islandii z szalonymi cenami, cena 50-75 euro wydaje się właściwa. Prawie 300 euro, to przesada i to nie lekka. Ale skoro mają mnóstwo chętnych na zjazd na dół, na świecie nie brakuje zamożnych obywateli z bogatych państw, to się nie ograniczają. Islandczycy jako nacja, marketingowo radzą sobie świetnie. Potrafią sprzedać lawę na wyspie zbudowanej z lawy, leżącą dookoła, i za ogromne pieniądze sprzedać to co mają za darmo, egzotyczną surową przyrodę. Mało który naród potrafi tak słono kasować turystów, dając tak niewiele. Dzięki temu potrafią w dwa, trzy miesiące, generować zarobki, pozwalające na rok dostatniego życia. A ostatnio nauczyli się zarabiać także na zimie: Sylwester i sztuczne ognie w Reykjaviku, zorza polarna, termalne kąpieliska pośród śniegów, off road po lodowcach i Interiorze. Nawet niewygodne pytania nie są im straszne. Jeśli sceptyk zapyta pracowników przy wulkanie Thrihnukagigur, czym różni się ich atrakcja za 300 euro od darmowej lawowej jaskini, usłyszy: Thrihnukagigur to nie wulkaniczna jaskinia jakich wiele, tutaj zjeżdżasz na dno krateru, najbardziej niezwykłej części wulkanu.
Po wyjeździe na powierzchnię, ekipa poszła na zupę, a ja zostałem. Wszedłem na wierzchołek wulkanu, 20 metrów od ścieżki. Zawsze mnie dziwi, że ludziom się tak niewiele chce i lubią być prowadzeni po sznurku. Później pobrałem sporo próbek bardzo ciekawych okazów lawy. Niektóre fragmenty zastygały w sposób nagły, na co wskazywały kształty, metaliczny kolor i liczne pęcherzyki powietrza. Większość law była bardzo lekka. Pobrałem też próbki z dna krateru. Łącznie ze dwa kilo lawy, wypchane miałem wszystkie kieszenie. Domieszka żelaza wielu okazom nadała czerwonawy kolor. Z wierzchołka podziwiałem Reykjavik oraz Blue Mountains (płaskowyż Hellisheidi). Na Islandii wystarczy się wznieść 200 metrów nad poziom morza, by znaleźć się w surowym okołopolarnym krajobrazie.
Gdy wróciłem do kontenerowej kuchni, przytulnej, ekipa zajadała się zupą. Ugotowaną na miejscu, na bogato, z mięsem i warzywami. Pyszna. Normalnie za talerz takiej zupy trzeba w Islandii zapłacić 50-60zł. Ta była w cenie wycieczki. Przy kwocie 300 euro nie mogło być inaczej. W rogu pomieszczania znajdowało się trochę pamiątek z wulkanem, ale zainteresowanych kupnem nie było. Płacić ponad 100zł za byle jaką koszulkę z napisem insidethevolcano, nie uśmiechało się ani Amerykanom ani Japończykom. Chociaż cena 100-150 zł za najtańsze koszulki z marnym nadrukiem stanowi islandzki standard.
Znaną śnieżną ścieżką ruszyliśmy w drogę powrotną do Blafjoll, "stołecznego ośrodka narciarskiego". Co do Thrihnukagigur jeszcze, minimalny wiek uczestnika wynosi 12 lat, pod wulkan można dostać się wynajętym helikopterem - całkiem popularny środek transportu na Islandii. Jak ktoś chce wydać znacznie więcej niż 300 euro od osoby może sobie zamówić prywatny zjazd do wulkanu, wieczorem po obsłużeniu nie-prywatnych grup. Jeśli masz pieniądze, duże, na Islandii nie ma rzeczy niemożliwych.
Czy można dojechać do Blafjoll własnym transportem i dojść pod wulkan samemu? Można, byleby stawić się o wyznaczonej godzinie - zgodnej z dokonaną rezerwacją, aczkolwiek preferowany jest przyjazd mikrobusem oferowanym przez organizatora. Mniej zamieszania. Z rezerwacją jest trudniej. Tylko w wyjątkowych sytuacjach można dostać się pod wulkan bez uprzedniej rezerwacji, zapłacić na miejscu, nie tylko gotówką (widziałem terminal płatniczy) i zjechać. Warunki są dwa. Wolne miejsca i przychylność obsługi. Zasadniczo należy zarezerwować internetowo albo telefonicznie wyjazd i od razu zapłacić kartą albo podać numer karty i dane potrzebne do płatności (to ostatnie rozwiązanie jest dosyć popularne w krajach nordyckich i bezpieczne, chociaż niektórzy z innych części Europy boją się, że ktoś im ściągnie z konta wszystkie pieniądze).
W Islandii jest dużo wulkanicznych jaskiń, w różnych fragmentach kraju. Sporo jest ich w okolicach Thrihnukagigur. O jednej z nich będzie w kolejnym wpisie. Istnieje też tańsza wersja, quasi wersja, wulkanu Thrihnukagigur. Naciągana historia ale dużo tańsza. Jaskinia nazywa się Vatnshellir (Water Cave) i znajduje się na krańcu półwyspu Snaefellsnes, jakieś 200 km od Reykjaviku. Bliskość Thrihnukagigur od stolicy, jest jego ogromną zaletą z punktu widzenia turystycznego. W 2014 roku zapłaciłem za godzinne zwiedzanie Vatnshellir niecałe 20 euro (2500koron). Chociaż to jaskinia wulkaniczna, którą płynęła lawa 6000-4000 lat p.n.e., znajdująca się obok krateru, to nietypowa. Oprócz poziomych korytarzy ma też pionowe. Prawdopodobnie lawa wypływała z kanału na powierzchnię, podobnie jak z krateru Thrihnukagigur. Najniższy poziom jest 35 metrów pod ziemią, poniżej poziomu pobliskiego oceanu (długość korytarzy ok. 200m). Wewnątrz są spore, wysokie komory. Thrihnukagigur turystycznie uruchomiono w połowie roku 2013 a Vatnshellir w połowie 2011 roku (w obu temperatura w lecie wynosi około +5-7°C).
Po powrocie do Reykjaviku, po 13:00, miałem jeszcze ponad dobę do opuszczenia Islandii. Postanowiłem wynająć samochód osobowy, bowiem po głowie chodziła mi pewna jaskinia niedaleko Hveragerdi. Rok wcześniej miałem okazję eksplorować kilka fajnych jaskiń, w tym Lofthellir i Vatnshellir, dlatego tą odpuściłem. Ale jej długie korytarze zachęcały do penetracji. I to za darmo. Najłatwiej auto wynająć na lotnisku w Keflaviku, ale i w Reykjaviku nietrudno. Najkorzystniej zrobić to z wyprzedzeniem, poszukać najlepszych ofert, wybór jest duży, ale tak tanio jak w Europie kontynentalnej na pewno nie będzie. W Reykjaviku jest sporo wypożyczalni, hotele i hostele pośredniczą w wynajmowaniu. Auto wypożyczymy też przy terminalu BSI, przy którym kazałem się wysadzić. Jeden punkt wynajmu jest w środku, ale tańszą ofertę miało biuro na zewnątrz. Potrzebowałem małego auta na dobę. Z ubezpieczeniem super CDW zapłaciłem 10100 koron, czyli 280zł (obowiązkowe ubezpieczenie CDW o wartości 2300 koron na dobę obniżało wkład własny w razie wypadku albo kradzieży do 195 000 koron (ok. 1450 euro), super CDW kosztowało 2500 koron na dobę (niecałe 20 euro) i obniżało wkład własny do 25 000 koron (ok. 190 euro) i dodatkowo ubezpieczało wszelkie uszkodzenia od kamieni, popiołu, piasku, których nie obejmuje zwykłe CDW (Collision Damage Waiver), a więc uszkodzenia przedniej szyby i pozostałych, reflektorów i lusterek, uszkodzenia lakieru - to jedne z najczęstszych szkód, których naprawa z własnej kieszeni stanowi wielokrotność ubezpieczenia super CDW, lecz stanowiło skądinąd 1/4 ceny wynajęcia).
Nie wszystkie islandzkie wypożyczalnie zgadzają się na jednodobowe wypożyczenie, preferowane są dłuższe okresy. Wtedy jest też taniej. Zaoszczędzimy również gdy auto weźmiemy z lotniska w Keflaviku i tam oddamy oraz gdy wypożyczymy go poza sezonem. Czasami trafiają się promocje. Warto zarezerwować samochód z większym wyprzedzeniem i prześledzić oferty przynajmniej kilku wypożyczalni. Oszczędności uzyskane w ten sposób mogą wynieść w przeliczeniu na dobę od 1/4 do nawet 1/2 w porównaniu z jednodniowym wynajęciem auta w Reykjaviku, który musiał być dowieziony z lotniska. Uwaga, wypożyczalnie operują takimi samymi skrótami i nazwami ubezpieczeń, ale każda ma swoją politykę i różną ochronę oferują.
Auto wynajmował mi kierownik wypożyczalni, Polak z blisko 10-letnim okresem pobytu tutaj. Nauczył się islandzkiego, dorobił się fajnego stanowiska i pensji, "tutaj w Islandii 280zł to tanio, drobne" - niech te jego słowa posłużą jako odpowiedź na pytanie czy planuje powrót do Polski. Dostałem do rąk nowiutkiego huyndaia i10 z przebiegiem 5 kilometrów. W drogę, szkoda czasu. Zaczął padać deszcz.
W następnym wpisie będzie o wspaniałej jaskini wulkanicznej - Raufarholshellir.
- Na zdjęciach:
- 1-22) Wewnątrz wulkanu Thrihnukagigur.
- 23-27) Okolice wulkanu Thrihnukagigur i darmowa zupa w cenie wycieczki.
- 28) Wypożyczony samochód na ostatnią dobę pobytu w Islandii.
- 29-33) Jaskinia wulkaniczno-lodowa Lofthellir na północy Islandii (2014 rok).
- 34-38) Jaskinia wulkaniczna Vatnshellir na zachodzie Islandii, na jednym ze zdjęć widać lawowe stalagmity powstałe podczas zastygania lawy, a na innym kości lisa polarnego (2014 rok).
Error