DZIEŃ trzeci, 21.09. Nie wyspałem się za bardzo, namiot nieźle trzeszczał, choć się nie połamał. Gdy o wschodzie słońca wyszedłem na siusiu, patrzę a z Nowego Krateru Południowo-Wschodniego wydobywają się kłęby szarego dymu. Ooooo, erupcja. Nie jakaś spektakularna, ale erupcja. Rano na tej wysokości było zimno i ten paskudny wiatr. Nie mniej wziąłem aparaty i z różnym punktów obok obserwatorium, w masywie Pizzi Deneri 2845m, obserwowałem co się dzieje. A erupcja przybrała na sile. Czarne chmury gazów, popiołów, drobnego materiału piroklastycznego, w dolnym zakresie kolumny erupcyjnej czerwona lawa i kawałki zlatujące wokół krateru. Z pozostałych kraterów szczytowych mocno dymiło, na biało lub szarawo. Erupcja przybrała potężne rozmiary, wspaniałe zjawisko. Firmy turystyczne, pojedyncze samochody, zaczęły tutaj zwozić turystów, i chyba było też kilka prywatnych terenówek, choć nie powinny tu przyjeżdżać. Niestety główna erupcja trwała tylko 2 godziny i po godzinie przed i po o mniejszej silne, a później spokój. Ale to że była krótka miało dla mnie duże znaczenie, bo przyjeżdżając tutaj miałem dosyć szalony plan, po tej erupcji stał się jeszcze bardziej szalony, a raczej nierealny do realizacji.
Erupcja była typu vulcanian, co także potwierdził późniejszy rekonesans rejonu erupcyjnego, w tym duże bomby wulkaniczne. Wspominam o tym, bo różne źródła podawały, także poważne źródła wulkanologiczne, że erupcja była typu strombolian. Nie była. A czym się różnią nie będę się rozpisywał w tym artykule, dobrze to opisuje choćby anglojęzyczny artykuł na Wikipedii. Prawdą jest że rozróżnienie niektórych erupcji nie jest łatwe, a przez wiele lat nie wiem dlaczego, bardzo szeroki przekrój erupcji zawsze określano jako strombolian, mimo że były to bardzo różne rodzaje. Bezpieczniej by było, gdyby osoby nie potrafiące określić typu erupcji wulkanu, potrafiły zrobić coś prostszego, napisać czy erupcja miała charakter eksplozywny czy efuzywny. W tym wypadku nie można napisać inaczej niż eksplozywny. DWA KRÓTKIE FILMY Z ERUPCJI: YOUTUBE 1 i YOUTUBE 2.
Około 11:00 gdy już dawno było po, przyjechali wulkanolodzy z INGV z Katanii zebrać dane z czujników, w tym z sejsmografów. Kolejni turyści byli bardzo zawiedzeni, a spotkani później w Katanii nawet nie wiedzieli że była erupcja. Cóż, zwyczaj tutaj taki że ludzie bawią się do białego rana, a później większość dnia śpią.
Mnie nikt nie niepokoił, spokojne składałem namiot, jednego z kierowców poprosiłem czy nie sprzedałby mi wody, dostałem prawie półtora litra w prezencie. Dopiero jakoś po 12:00 ruszyłem tam, gdzie miałem dotrzeć poprzedniego dnia. A teraz wrócę do tych zbiegów okoliczności. Gdybym zdążył na autobus z Katanii do Etna Sud, zgodnie z moją standardową trasą wejścia od południa, także co do czasu, mógłbym nawet erupcji nie zobaczyć albo z bardzo przeciętnych ujęć. Gdybym szedł od Zafferana Etnea, byłoby podobnie, pewnie przebywałbym od strony Krateru Centralnego, poniżej którego w ogóle nie widać kraterów południowych. Zmuszony do długiej wędrówki z Riposto-Giarre plus upadek plecaka ze skał spowodował, że nie zdążyłem poprzedniego dnia dojść od strony Krateru Centralnego, no i to siusiu, bo gdybym długo spał, nic bym nie widział. A przy silnym wietrze hałas wybuchów był słaby. Jednak była też druga opcja, bardzo prawdopodobna. Zgodnie ze standardowym czasem przejść zarówno z Etna Sud, Zafferana jak i z Fornazzo, od strony Krateru Centralnego rozbiłbym się wieczorem 20 września. I zgodnie z planem, przed wschodem słońca 21 września ruszyłbym w rejon kraterów szczytowych, a pierwszym punktem było wejście na skrajnie niebezpieczny Nowy Krater Południowo-Wschodni. Jeśli by dawał oznaki erupcji, nie byłbym wstanie wejść, ale gdyby nie dawał, to mniej więcej o czasie gdy byłbym na szczycie, doszłoby do erupcji. Śmierć na miejscu i tego tekstu bym nie pisał. Dwie kwestie zdecydowały że znajdowałem się w tym a nie innym miejscu w momencie erupcji. Najważniejsza, upadek plecaka z półki skalnej i strata około dwóch godzin. Oraz start z Riposto-Giarre, bo nie zdążyłem na autobus do Etna Sud. Ta bardzo długa trasa powodowała, że nawet utrata dwóch godzin, zmuszała mnie do rozbicia namiotu w innym miejscu niż powinienem. Gdybym wyruszył około południa 19 września z Zafferana, idąc podobną ale krótszą trasą, miałbym dobre kilka godzin zapasu, by dojść przed zmrokiem 20 września do obozowiska od strony Krateru Centralnego.
Pizzi Deneri, gdzie przebywałem na skutek tych zbiegów okoliczności, było wyśmienitym miejscem do oglądania erupcji – wysoko i blisko kraterów południowych. Pogoda też była dobra. Gdy porobiłem zdjęcia, nagrałem kilka filmików, leżałem sobie i patrzyłem na fascynujące wulkaniczne chmury - po pewnym czasie zaczęły na mnie spadać drobinki lawy i popiół, już zastygłe. Ostatnie erupcje sporo materiału piroklastycznego naniosły na okoliczne wnioski. Tak silnej erupcji na Etnie jeszcze nie widziałem. Na około dziesięć pobytów tutaj i kilka tygodni spędzonych w namiocie. Tak w ogóle takie nagłe zjawisko erupcyjne nazywa się paroksyzmem erupcyjnym, zwykle też jest krótkotrwałe.
Wokół Etny od strony północnej, gdzie przebywałem, aż do Torre del Filosofo od południa na wysokościach 2800-3100 m przebiega szutrowa droga jezdna, którą kilka lat temu zalała lawa od strony Torre. Kiedyś tą drogą można było swobodnie się poruszać tak samo jak swobodnie dojść do Torre del Filosofo na 2920m. Wiele lat temu stamtąd ruszałem na szczyt, a nawet spałem w namiocie w pobliżu ruiny zniszczonego przez erupcje obserwatorium wulkanologicznego. Ten teren zdaje się w 2017 zalała lawa i resztki budynku, oraz parking i drogę dojazdową dla terenowych autobusów, które teraz parkują poniżej podwójnego krateru Barbagallo i trzeba dojść do niego piechotą. Niestety urzędnicy próbują wszystko przeregulować, ograniczyć, zakazać, a lokalni przewodnicy z myślą o sobie walczą, by turyści mogli jak najmniej, by musieli ich wynająć za grube pieniądze. Niestety ci przewodnicy wulkanologiczni nierzadko są słabo przygotowani i co gorsze jakość ich wycieczek jest niska – szybkie byle jakie zaliczanie. Niech nikt nie myśli że wejście z przewodnikiem na szczyt Etny – bo też jest taka usługa – jest wejściem na szczyt Etny. To się tak tylko ładnie nazywa, a przewodnik w najlepszym wypadku poprowadzi na skraj Krateru Centralnego w najniższym miejscu, pozwoli sobie zrobić kilka fotek na facebooka czy inne badziewie i każe spadać. A jak dojdzie do erupcji, wielu z nich nie pomoże, bo nie będą wiedzieli jak. Dla mojego Projektu 100 Wulkanów taka wycieczka jest kompletnie bezwartościowa. Obecnie turyści, także bez przewodników, dochodzą do Barbagallo 2850m, mimo że tabliczki zakazujące dalszego przejścia informują, że samodzielna wędrówka nie może odbywać się powyżej 2500m, czyli powyżej górnej stacji kolejki gondolowej na południu Etny (trzeba wynająć przewodnika). Ci turyści często nie mają żadnego doświadczania, klapki lub sandały na nogach, krótkie koszulki, krótkie spodenki i bez problemów wchodzą wysoko, nic im się nie dzieje. Więc to straszenie niebezpieczeństwem to zwykła hipokryzja i bzdura. Turyści to wiedzą, zakazy ignorują, bo tak powinno być, że głupie przepisy należy traktować jakby ich nie było. Czasami któryś przewodnik oburzy się, każe wracać komuś bo nie wolno, ale większość nie reaguje – ani przewodników ani turystów na takie teksty. Ale ci pierwsi cel osiągnęli, bo wielu tych drugich wykupuje drogie wycieczki. Chodzą potem takie grupy po 20-40 osób, w kaskach które dostali chyba dla zabawy, nieraz w upale więc pot kapie spod kasków, chodzą ścieżkami tymi co inni w sandałach i bez kasków, muszą się gonić, bo przewodnik chce wycisnąć jak najwięcej pieniędzy z jak największej liczby grup turystów, którzy nie mogą kontemplować pobytu na Etnie, dostaną kilka podstawowych informacji o wulkanie, które łatwo znaleźć w internecie. I koniec wycieczki. To zamykanie Etny dotyczy też tej drogi o której wspominałem, choć na tym odcinku była tylko jedna wypłowiała tabliczka, informująca że nie można pójść wyżej, ale nie że nie można iść drogą. I Włosi chodzą czasami tędy, jeżdżą na rowerach, wchodzą też w partie szczytowe Etny – sami. I tak powinno być. Jestem kategorycznym przeciwnikiem zakazów. Każdy ma prawo chodzić po górach, a wulkany to też góry, i się zabić. Idąc tą drogą nagle jadą dwa terenowe policyjne radiowozy, przez wiatr ich nie słyszałem, schować się już nie mogłem. Jakżeby inaczej zatrzymali się, powiedzieli że tutaj przebywać nie można, bo jest niebezpiecznie, a rano była erupcja. Mówili po angielsku, więc to jacyś poważniejsi policjanci, bo tacy zwykli nie mówią. Powiedziałem jakie mniej więcej mam plany i gdzie zmierzam. Oczywiście nie wszystkie, bo wtedy pewnie musiałbym z nimi zjechać na dół i koniec moich planów. Widzieli że jestem dobrze wyekwipowany, znam Etnę, wiedzieli że tam gdzie idę nie ma żadnych ścieżek. Nie chcieli ode mnie żadnych danych. Poprosili bym zerkał tylko nad siebie, czy nie ma erupcji i życzyli powodzenia. Zachowali się wspaniale, za co im bardzo dziękuję. Zdrowy rozsądek od głupich i niepotrzebnych przepisów jest ważniejszy. A nie tylko zakazy i kary. Przed moimi badaniami wulkanów nie powstrzyma mnie ani jedno ani drugie. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a z moim praktycznym wieloletnim doświadczeniem wulkanologicznym nie wiem czy ktokolwiek na świecie mógłby konkurować. Może pojedyncze osoby. Jestem pewien, że żaden włoski wulkanolog nie zna tak dobrze Etny od strony praktycznej jak ja. Nie piszę o tym by się chwalić, tylko oni mają dzisiaj technologię z dostępem do nowoczesnych satelit, a ja mam nogi, plecak i namiot. Na Etnie spędziłem już sporo tygodni życia. Kratery szczytowe znam lepiej niż otoczenie miejsca mojego zamieszkania. Tam jestem w domu, znam prawie każdy zakamarek i śledzę zmiany na Etnie regularnie od kilkunastu lat. Mógłbym na jej temat napisać opasłą książkę, z tysiącami świetnych zdjęć i materiałów porównawczych.
Eksplorując aktywne wulkany jestem w pełni świadomy że ryzyko utraty życia jest duże, czasami bardzo. Robię to z pełną świadomością i premedytacją. Jak zginę, to zginę. Taka pasja. Zresztą od dawna powtarzam, że zważywszy na to co robię i tak żyję długo. Już tyle razy działałem na granicy życia i śmierci, że kiedyś to się musi nie udać. Świadomość że za sekundę mogę zginąć jest dla mnie w pewnym sensie fascynująca i oswojona. Pewnie dlatego, że żyję tak intensywnie, mógłbym swoim życiem obdzielić kilka osób umierających ze starości. Wycisnąłem ze swojego życia już więcej jak maksimum, wszystko co teraz jest dodatkowym bonusem. Jak bonus się skończy, to trudno. Ale nie mylmy ryzyka na granicy szaleństwa z bezmyślnością. Choć gazy wulkaniczne już mi tych szarych komórek trochę wybiły, to kilka jeszcze zostało. Dlatego zanim ruszyłem na Nowy Krater Południowo-Wschodni, z którego niecałą dobą wcześniej doszło do erupcji, absolutnie śmiertelnej dla każdego kto byłby w pobliżu, zrobiłem tyle ile mogłem pod względem bezpieczeństwa. Ustaliłem kierunek wiatru, laserowym miernikiem ustaliłem, gdzie są najniższe temperatury czyli najbezpieczniejsze. Wybrałem rozsądną trajektorię wejścia i gdzie mógłbym spróbować uciec, gdyby Etna znów wybuchła. Do tego odpowiedni ubiór, lekki plecak, kask, gogle ochronne i maska. Porządne buty. Oraz maksymalne skupienie i obserwacja. Tyle mogłem zrobić, choć nikt normalny nie powinien się zbliżać do tak aktywnego krateru. A całkiem normalny to ja nie jestem i wytłumaczenie samemu sobie, że to niebezpieczne i trzeba odpuścić, to nie jest dla mnie żadne rozwiązanie. Tak można wytłumaczyć prawie wszystko przed sobą samym i przed otoczeniem, które przecież zrozumie. Zrozumie, że było bardzo niebezpiecznie i dlatego się nie udało. Niestety ja tak pobłażliwy względem siebie nie jestem i tego bym nie zrozumiał. Projekt 100 Wulkanów ma swoje zasady i muszą być bezwzględnie przestrzegane, tylko wtedy będzie miał on jakość jakiej oczekuję.
Erupcji takiego wulkanu jak Etna nie można przewidzieć, ale wg mnie lepiej było że erupcja właśnie miała miejsce, niż oczekiwanie na nią. Etnę w roku 2021 charakteryzuje pewna cykliczność erupcji, ale prawda jest taka, że wybuch może nastąpić w każdej chwili, w każdym czasie, może ich być kilka pod rząd.
Idąc jeszcze kawałek drogą szutrową odbiłem w kierunku Krateru Centralnego i na wysokości 3120m znalazłem kawałek miejsca na rozbicie namiotu, gdzie było dosyć płasko i pewne osłonięcie od wiatru. Zauważyłem, że zima 2020/2021 musiała być bardzo śnieżna, bo było ponadstandardowo dużo płatów zlodzonego śniegu. Ich przetrwaniu bardzo pomogły erupcje, ponieważ przykryły grubą warstwą drobnej lawy. By oszczędzić posiadaną wodę, zjadłem trochę śniegu. Miałem palnik ze sobą, ale nie udało mi się kupić w Katanii dedykowanego kartusza, jak zwykle. Gdy w tutejszych sklepach można kupić jakiś kartusz, co nie jest łatwe i przywożę odpowiedni palnik na kolejny wyjazd, to akurat okazuje się że w sklepach są modele kartusza z innym gwintem i tak ileś razy. W tutejszym decathlonie też nie było kartusza nabijanego jaki potrzebowałem, była tylko osobliwa wersja kartusza campingaz, ale nie było do niej palników, bo chciałem kupić, za to były palniki do kartuszy których w decathlonie nie było. Taka zabawa. Nie mniej kilka dni bez niczego ciepłego do jedzenia czy picia to żaden problem, trochę gorzej jest gdy zimno, leje deszcz, pada śnieg lub trzeba go topić do pozyskania wody. Po rozbiciu namiotu, postanowiłem zrobić pierwszy obchód kraterów szczytowych Etny. Wokół było pełno świeżego drobnego materiału piroklastycznego czyli kawałków lawy wyrzuconych podczas erupcji. Ostatni raz byłem tutaj na przełomie lutego i marca 2020, dużo się wtedy działo na szczycie, byłem ciekawy zmian.
Przez tydzień turystycznego pobytu mieliśmy idealną pogodę, jeszcze 19 września było super. Ale od 20 września pogoda pogarszała się, wieczorem koło Etny, na szczęście, przeszła burza. 21 września popołudniu psuła się pogoda, chmur przybywało i będąc w partiach szczytowych, gdzie widoczność była bardzo słaba za sprawą ogromnych ilości gazów, bardzo toksycznych, nagle pojawiły się grzmoty i błyskawice oraz zaczął padać grad, a wiatr się bardzo wzmógł. Krater Centralny i Krater Północno-Wschodni pełniły funkcję odgazowania, także w czasie erupcji z Nowego Krateru Południowo-Wschodniego. To były faktycznie erupcje gazowe, bardzo intensywne i o dużej toksyczności, a to oznacza że lawa jest bardzo blisko powierzchni albo nawet gdzieś na dnie krateru. Jedynie po zmroku była niewielka szansa to zweryfikować. Burza jednak zmusiła mnie do odwrotu. Wiedziałem, że tego dnia już nie wrócę w partie szczytowe. Temperatura była lekko plusowa więc grad topniał. Zostałem cały przemoczony, a mój tropikalny namiot przemókł, zalało wszystko, wyłącznie ze śpiworem. Szykowała się ciężka noc, a budzik nastawiłem na 4:30 by ruszyć na kolejny obchód – jeśli pogoda da mi szansę.
Gdyby burza przeszła wcześniej, to zmoczone rzeczy można by częściowo wysuszyć na słońcu a tak wiedziałem że będę leżał w mokrym namiocie, w mokrych ubraniach i w mokrym śpiworze. Choć mrozu się nie spodziewałem to w takich warunkach o sen ciężko. Do tego chyba naruszony poprzedniej nocy pałąk z włókna szklanego, złamał się. Po prowizorycznej naprawie, namiot stał.
DZIEŃ 4. 22 września. Noc była ciężka, trząsłem się z zimna. Nie pamiętam bym spał. Przyjemniej było gdy przed piątą rano ruszałem w partie szczytowe, bo było cieplej, na wietrze zaczynałem schnąć. Na szczęście był umiarkowany. Dziesięć godzin wcześniej obszedłem część Krateru Centralnego i Północno-Wschodniego, teraz ruszyłem kolejnym fragmentem Centralnego. Niestety ogromne ilości gazów nie pozwalały zajrzeć do środka, czerwonej poświaty też nie zauważyłem choć panowała jeszcze noc, więc lawy prawdopodobnie nie było. Przesuwałem się w kierunku Krateru Południowo-Wschodniego i Nowego Krateru Południowo-Wschodniego. Partie szczytowe od południa chciałem przemierzyć jak najwcześniej, zanim pojawią się ludzie w rejonie Torre del Filosofo skąd mógłbym być widoczny w miejscach w których nikogo nie powinno być. Bliżej południowych kraterów i przełęczy oddzielającej je od pozostałych, zauważyłem czerwone kawałki lawy, pewnie z erupcji sprzed niecałej doby lub z jakiegoś niewielkiego późniejszego wyrzutu. Wniosek, podczas erupcji większość świeżej lawy spadła od strony Torre del Filosofo, zresztą to było zauważalne już podczas samej erupcji. Na koronie Centralnego zauważyłem też sporo mini kraterów od uderzenia bomb wulkanicznych. One pewnie powstały na przestrzeni miesięcy, a nie tylko ostatniej erupcji.
Następnie przeprowadziłem analizę o której pisałem wyżej, z kraterów południowych nie wydobywało się nic niepokojącego, postanowiłem powalczyć o wiedzę. O wiedzę jak wyglądają teraz kratery południowe, po 9 miesiącach intensywnych erupcji. Przy okazji potwierdzić pomiary satelitarne czy krater jest najwyższym punktem Etny w tej chwili i mierzy 3350-3560m, jak podawały różne źródła. Na tak aktywnym wulkanie wysokości często się zmieniają, a na tak rozbudowanych partiach szczytowych, gdy we wszystkich kraterach mają miejsce erupcje, zmienia się umiejscowienie wierzchołka. To jest zawsze poszukiwanie i przez lata moich pobytów najwyższy punkt zmieniał się. Wspólny stożek kraterów południowych był zbudowany z rumoszu twardych skał, zwłaszcza bazaltowych. Z jednej strony to dobrze, bo choć sypko, nie zapadałem się po pas, jak to ma miejsce gdy stożek zbudowany jest z popiołów i drobnych kawałków lawy. Źle, bo w razie ucieczki, po takim terenie nie da się szybko uciekać, w sypkim materiale jest to dużo łatwiejsze.
„Stary” Krater Południowy mimo coraz większej dominacji „Nowego” jeszcze trwa. Ileś lat temu on dominował, a „Nowy” pasożytował. W „Starym" mocno uśpionym nawet utrzymywał się przez lata płat śniegu. Gdy „Nowy” zaczął rosnąć, „Stary” też się uaktywnił. Jeszcze niedawno to były cztery kratery, aktywne. Teraz zobaczyłem jeden niewielki krater z oznakami aktywności – gazy, ciepło, dochodzi z niego do erupcji. Nad nim górowała ściana „Nowego” krateru, wspólny punkt je rozdzielający. Wchodząc na niego, ilość mocno trujących gazów była już znaczna, potrzebne były gogle, maska, kask dla bezpieczeństwa. Było też tutaj bardzo gorąco, ale znośnie, stałem na powierzchni ok. 70 stopni Celsjusza. I to co zobaczyłem zrobiło na mnie wrażanie. „Nowy” krater dużych rozmiarów, bardzo stromy, głęboki, bez dwóch bocznych ścian. Była tylko ta na której stałem i naprzeciwko, niewiele niższa, a po bokach dziury w kształcie leja - wybuchy i wyrzuty lawy to spowodowały. Były czasy gdy ten krater był ładny o okrągłym pierścieniu, niezbyt głęboki.
Widoki niesamowite, stąd niecałą dobę wcześniej doszło do potężnej erupcji eksplozywnej. A teraz ja tutaj stałem. Jeden wariat na osiem miliardów ludzi. Wiedziałem, że nie mogę tu być długo, ale ciekawość przeciągała mój pobyt. A cała eksploracja stożka południowego z wejściem i zejściem przekroczyła godzinę. GPS wskazał wysokość 3342m (dokładnie 3342-3344, z błędem do 2 metrów) i to jest najwyższy punkt Etny, czyli wierzchołek. Schodząc tak powyginałem jeden z kijków że nadawał się tylko do wyrzucenia, uszkodziłem buty i kurtkę oraz rozwaliłem spodnie przez kilka upadków w stromym trudnym terenie. Bo wulkany niszczą wszystko – od lat powtarzam, także sprzęt.
Przełęcz między południowymi kraterami a Centralnym i Północno-Wschodnim jest na wysokości 3237m. Wchodząc na „Stary” południowy wstawał dzień, wierzchołek był bezchmurny, to bardzo ważne na aktywnych wulkanach. „Spokój” kraterów południowych robił wrażenie, trudno było uwierzyć w to co działo się tutaj dobę wcześniej. Za to pozostałe wyrzucały z siebie kłęby białych ale bardzo toksycznych gazów. Ruszyłem na najwyższą część Krateru Centralnego, tutaj nic się nie zmieniło: 3314-17m (wg wskazań GPS), ale sam ogromny krater uległ diametralnym przeobrażeniom i niektóre inne jego fragmenty są już blisko tej wysokości. Erupcje mocno przekształciły krajobraz. Gazy bardzo utrudniały działania, ale trzeba było wszystko zobaczyć. Wiatr stawał się coraz silniejszy.
Przez wiele lat Krater Centralny był duży, głęboki i podzielony na dwie wyraźne części: Voragine na wschodzie, a na zachodzie Bocca Nuova. Z tego drugiego trwała potężna erupcja gazowa, ten pierwszy uległ ogromnym przeobrażeniom. Dwa aktywne otwory erupcyjne, które budowały stożki w 2020 roku, dziś nieczynne i mocno przeobrażone przez erupcje, spłaszczone. Można je było jednak zlokalizować. Mógł być moment że jeden z nich zanim rozwaliła go erupcja, był najwyższym punktem Etny. Voragine bardzo się spłyciło, w wielu miejscach dno od skraju krateru było 20-40m niżej, a kiedyś to było kilkaset metrów, pamiętam, bo schodziłem. Raz nagła erupcja gazowa prawie mnie zabiła. Maska przeciwgazowa stała się niewydolna i miałem ok. 3 min by dostać się w miejsce z większą ilością tlenu. Nigdy nie biegłem pod górę tak szybko. Teraz zejście na dno w tej części to nic trudnego. Od strony krateru Północno-Wschodniego powstał nowy spory krater, z równym wysokim pierścieniem oraz drugi mniejszy – oba można zaliczyć jako element Krateru Centralnego, ale można by też im nadać osobne nazwy. Czas pokaże jak długo przetrwają i w jakiej formie.
Bocca Nuova też była płytsza niż kiedyś, ale gazy nie pozwoliły na dokładne obserwacje. Podobne ilości gazów wydobywały się z Krateru Północno-Wschodniego, którego zbocze już od lat od strony Centralnego było rozwalone, tak samo jak najwyższy punkt znajdował się na północnej ścianie. Przez lata to był najwyższy punkt Etny 3331m n.p.m., kolejne erupcje niszczyły tą ścianę, i jakiś czas temu straciła ona palmę najwyższego punktu (stwierdziłem to podczas pobytu na początku 2020 roku). Mimo to była tam zarysowana ścieżka (do pewnego momentu), bo niewielka liczba ludzi pojawia się w partiach szczytowych. Niestety wszyscy którzy tam teraz stają z przekonaniem że zdobyli najwyższy punkt Etny, są w błędzie. To nie jest szczyt Etny. Jeszcze w roku 2019 mierzył w tym miejscu 3327m, ale już w 2020 GPS pokazywał 3294m. Nie mniej późniejsze erupcje znowu trochę podwyższyły pierścień tego krateru i podczas tego pobytu GPS pokazywał 3321-3323m n.p.m.
Po blisko 5 godzinach wróciłem do namiotu, bardzo zadowolony z tego co udało mi się dokonać. Gdy schodziłem w dół, wiatr znów przybrał huraganowe siły, przybyło chmur.
Wiem że to brzmi strasznie górnolotnie, jak bałwochwalstwo, ale fajnie być jedynym człowiekiem na 8 miliardów, który wszedł na Nowy Południowo-Wschodni Krater Etny w 2021 roku, 19 godzin po potężnej erupcji typu vulcanian. I nie zginąć. W przedmiotowym roku Etna jest bardzo aktywna i z tego krateru dochodzi do częstych, niebezpiecznych erupcji. Nie słyszałem by ktoś w tym roku tam dotarł a i we wcześniejszych nie bardzo. Generalnie ten krater od lat sieje postrach i tam się po prostu nie powinno zapuszczać, jeśli ktoś nie przyjmuje do wiadomości że ma realne szanse zginąć. Ja przyjmuję. Nie zakładam że w ostatnich latach nie było zupełnie nikogo na tym wierzchołku (choć nie mam żadnych danych), ale z pewnością prawie nikogo, a ja sam byłem kilka razy. Pewnie rekord świata. I znów mi ktoś zarzuci totalny brak skromności. Ale nic nie poradzę na to, że takie są fakty. A że najwidoczniej coś u mnie nie tak z głową, jak wielu powie, to chyba na wyleczenie jest już za późno.
Chciałem zdążyć na autobus z Etna Sud do Katanii. Raz wwozi turystów ruszając z Katanii o 8:15, a potem o 16:30 zabiera ich na dół. Innego transportu publicznego brak. Zostało mi mało czasu na dojście, do tego kontuzjowane kolano sprawiało ogromne problemy. Spakowałem się, zacisnąłem zęby i w drogę. Nie mogłem poruszać się tak szybko jak chciałem, za to świetna znajomość topografii Etny pozwalała mi wybrać najlepszą trasę, między innymi przez krater Monte Pecoraro 2260m. Zejście z partii szczytowych do jednej z niżej położnych ścieżek, by końcówkę pokonać asfaltem pod górę. Wszystko odbywało się na granicy czy zdążę. Chwilami kropił deszcz, ale niżej było bardzo ciepło. Na parking doszedłem od 16:20 i rzutem na taśmę zdążyłem na autobus, umordowany. W Katanii ostatnie zakupy, prysznic i spać. Moi towarzysze z pokoju w hostelu wybierali się na imprezę zapraszając mnie, ale trzeba było się w końcu wyspać. Oni wrócili o piątej rano, a ja za wiele nie pospałem. Było za ciepło.
Zmarznięty i przemoczony na Etnie tęskniłem za upalną Katanią, a teraz tęskniłem za Etną, choć może nie tak ciężką jak noc wcześniej. Fascynujące że na niewielkiej przestrzeni w ciągu dnia można zaznać mrozu i śniegu, oraz upału trudnego do wytrzymania. To wszystko oferuje Etna i jej podnóże. Przerabiałem ten schemat podczas niejednego pobytu tutaj.
Dnia trzeciego trzeciego wędrówek po Etnie pokonałem tylko 500m różnicy poziomów w górę i mogłoby się nie uzbierać 10km pokonanej trasy, z czego prawie połowa to wycieczka w rejon kraterów szczytowych z małym plecakiem. Dzień czwarty to już dużo większe wyzwanie, bo deniwelacji w górę było łącznie około 750m, a w dół ok. 2000m, na szczęście nawet duży plecak nie był już ciężki, bo prawie bez wody do noszenia. Trasa ok. 25km. Cała „wycieczka na Etnę” to ok. 4500m deniwelacji względnej w górę, trochę mniej w dół i ok. 75km pieszo w 4 dni. Jeszcze na Etnę nie wchodziłem startując z ledwie 30m n.p.m., gdy na wierzchołku było 3342m.
Piątego dnia czekała mnie pobudka o świcie by zdążyć na poranny lot do Polski, Katania żegnała mnie deszczem. Etna cała w chmurach. Kochanie, wrócę do ciebie. I jak zawsze będziemy szczytować.
Dużo innych materiałów z pobytów na Etnie można znaleźć na stronie grzegorzgawlik.pl i kanale na Youtube o tej samej nazwie, jak również na facebookowym profilu Grzegorz Gawlik Travel.
Oprócz mojej eksploracji Etny przez wcześniejsze 7 dni pobytu we wschodnie Sycylii trochę pozwiedzaliśmy i odwiedziliśmy na dłużej lub krócej:
-Miasta, miasteczka, miejscowości:
Katania – z barokiem sycylijskim XVII-XVIIIw (lista UNESCO), ze średniowiecznym zamkiem Ursino, z greckimi i rzymskimi starożytnymi amfiteatrami, z piaszczystą plażą;
Syrakuzy (UNESCO) – stare miasto na wyspie Ortygia XIV – XVIII w z niewielkimi starożytnymi zabytkami i większymi na obrzeżach miasta;
Taormina – średniowieczne miasto XII-XV w i starożytny amfiteatr z III w p.n.e. z widokiem na Etnę i Morze Jońskie;
Ferla – miasteczko „u bram” Pantalici z kilkoma zabytkami z XVI-XVIII w;
Ragusa (UNESCO) – liczne zabytki z XVII-XVIII w, potężna barokowa katedra w górnej części miasta i stare miasto uroczo położone na wzgórzu;
Noto (UNESCO) – zabytki z XVI-XVIII w, w tym barok sycylijski;
Piazza Armerina – zabytkowe miasteczko z zabytkami od średniowiecza aż do XVIII w, style normański, gotycki, barok (ciekawostka: bardzo blisko miasta jest znajdująca się na liście UNESCO rzymska villa z IV w n.e., z pięknie zachowanymi mozaikami - Villa Romana del Casale);
Grammichele – miasteczko z sześciokątnym głównym placem, takimi też uliczkami i kwartałami kamienic. Pewnie każdy przyszłych architektów uczył się o tej efektownej urbianistycznej realizacji zwanej „ad exagonum” na studiach. Miasto zaczęto budować po trzęsieniu ziemi z 1693r.;
Giardini Naxos – turystyczny kurort z plażą obok Taorminy;
Savoca – niedaleko Taorminy, zasłynęła z kręconych tutaj zdjęć do Ojca Chrzestnego o mafii sycylijskiej. Między innymi przed kościołem San Nicolò i w Barze Vitelli (niewielki, ale jeden z najdroższych na Sycylii). Jest tutaj też kilka ciekawych zabytków XII – XVIII w.;
Trecastagni – zabytkowe miasteczko pod Etną, gdzie kilka zabytków m.in. z XVII-XVIIIw.
-Inne atrakcje:
Pantalica (UNESCO) – skalna nekropolia w wapieniu niedaleko Syrakuz, składająca się z ponad 5000 grobów, XIII-VII w p.n.e.;
Dolina Świątyń w Agrigento (Valle dei Templi, UNESCO) – wspaniałe ruiny greckie z VI-V w p.n.e., najwspanialszym zabytkiem jest świetnie zachowana Świątynia Concordii, zaś w ruinach największej świątyni Zeusa można dostrzec posągi Atlantów. Miasto zniszczyli Kartagińczycy w 408r. p.n.e.;
Wulkan Etna (UNESCO) – bardzo aktywny, potężny wulkan o wysokości 3340m, odwiedzone miejsca: Etna południowa z kolejką linową, z kraterami Barbagallo 2850m, Crateri Silvestri Inferiori 1886m, Cisternazza 2564m, rozpadliną Valle del Bove oraz na północnym-wschodzie z Grotta di Serracozzo 1850m i bazaltowym wąwozem Alcantara;
Spiaggetta Di Santa Tecla – kamienista plaża pod Etną niedaleko Acireale;
Santa Teresa di Riva – żwirowa plaża niedaleko Taorminy i miejscowości Savoca.
Próbowaliśmy także lokalnej kuchni: pizzy, serów, ryb, owoców morza i tych na drzewach oraz kaktusach jak opuncja, pasty, sałatki jak caponata, smażone, duszone, panierowane warzywa, lokalne dżemy i kremy z morwy, mandarynek, fig, krem z pistacji, lokalne likiery i piwa oraz wina. Różne rodzaje Aranchi (arancini) – ryżowe, kukurydziane, ziemniaczane kulki i stożki, smażone a w środku różne wypełnienie: ser, szynka, szpinak, pomidor, papryka, risotto z warzywami, mięsem, groszkiem. Kilka rodzajów deserów jak rurki z serem cannoli siciliana, jak jedyny w swoim rodzaju sernik cassata, czy zimna granita. Oraz bardziej ogólnowłoskie desery jak tiramisu i lody w tym semifreddo. Nie zabrakło oczywiście włoskiej kawy.
NA ZDJĘCIACH: Etna - erupcja, też obserwatorium wulkanologiczne, Krater Centralny, Torre dell Filosofo i kolejka linowa z Etna Sud, jaskinia Grotta di Serracozzo, kanion Gole dell Alcantara. Kilka przysmaków jak semifreddo i lody w bułce. Na pozostałych zdjęciach są zamieszczone nazwy.
Error