Blog

Blog

SANTORINI – starożytna wulkaniczna wyspa i białe miasto Oia (Grecja)

Osioł niedaleko półwyspu Koloumbo, Santorini.
30 kwiecień, 4 dzień. Poranek słoneczny, namiot przetrwał, wiało mocno, ale znacznie słabiej niż wieczorem. Wkładkę do posiłków miałem z Polski – kabanosy, małe konserwy i pasztety, chleb, wodę i inne napoje kupowałem w większych ilościach nosząc na plecach. Około 9:30 ruszyłem na zwiedzanie ruin, już pierwsi indywidualni turyści dojechali wypożyczonymi pojazdami. Najtańsze auta wypożyczalnie oferowały za około 25 euro za dobę, ale rezerwując na dłuższy okres, z wyprzedzeniem czy w ramach jakiejś promocji pewnie jest taniej Quady kosztowały podobnie, skutery trochę mniej. Z drugiej strony, w szczytowym sezonie ceny pewnie rosną.

Wstęp do antycznej Thery kosztuje 2 euro i nie jest wart ani centa więcej. Ruiny położone są na wzgórzu o wysokości około 360-366m (Messa Vouno). Mają znaczną powierzchnię, ale ich stan zachowania jest marniutki. Do tego strasznie zapuszczone. Wszystko zarośnięte, kosiarki tutaj nie widziano od dawna. Praktycznie cały teren był zagrodzony sznurkami. Tu nie wolno, tam nie wolno. Wkurzyłem się i zacząłem ignorować. Za sznurkami było tak samo jak przed. Dużo trawy, tablice informacyjne. Niewielkie murki ruin, od czasu do czasu kawałek leżącej kolumny czy malutki zbiornik na wodę. Pozostali obecni, widząc że nikt do mnie nie strzela, poszli w moje ślady. Przywykłem, że w południowej Europie nie dba się o wiele rzeczy, ktoś o czymś nie pomyślał, zapomniał, panuje bałagan i trzeba sobie jakoś radzić. Cenniejsze znaleziska wywieziono do Muzeum Archeologicznego w Firze i w Atenach.

Santorini11Starożytną Therę (nazwa od mitycznego władcy wyspy) zamieszkiwano od 9 w. p.n.e. W mieście długim na ponad 800 metrów znajdują się ruiny teatru, świątyń, budynków mieszkalnych i publicznych. Do budowy użyto miejscowego wapienia oraz przywiezionego w niewielkich ilościach marmuru. Ale tak naprawdę wygląda to raczej jak poletka ogrodzone murkami, na których kiedyś pasły się owce. Od połowy 1 w. p.n.e. miasto należało do Imperium Rzymskiego. Po czasach bizantyjskich na rogatkach miasta stoi niewielka stara świątynia z tego okresu (prawdopodobnie połowa VI w. n.e.). W 726 roku n.e. erupcja wulkanu Santorini, niewielka, pokryła Therę pumeksem. Po tej dacie miasto opustoszało. Warto dodać, że posiadało porty morskie u podnóża góry, gdzie również od strony Kamari znajdował się cmentarz. Najbardziej rzucającym się w oczy obiektem starożytnej Thery jest Basilike Stoa z początków III w p.n.e., z fragmentami kolumn doryckich. Widoki z Messa Vouo są atrakcyjne: na lotnisko, Kamari oraz Perissę z  czarnymi wulkanicznymi plażami, górę Profiti Ilia (Profitis Ilias, 565m n.p.m).


Ścieżką zszedłem do Perissy, kurortu nadmorskiego z fajną wulkaniczną plażą. Akurat podjechał autobus z japońskimi turystami. Swoimi aparatami robię zdjęcia w różnych pozycjach, czasami śmiesznych. Ale azjatów nikt nie przebije. Jak zwykle mnie ubawili i tradycyjnie kompletnie nie wiedziałem dlaczego fotografują na przykład zwykły murek. Plaża pusta, kilka dziewczyn się opalało, nikt się nie kąpał. Restauracje przy plaży puste, naganiacze próbowali przekonać kogoś do Santorini 4odwiedzin - bezskutecznie. Słońce grzało, wiatr osłabł. Do kolejnego przystanku w Akrotiri czekało mnie około 10 kilometrów marszu. Po drodze w miejscowości Emporio uzupełniłem zapasy wody, chleba i miałem ochotę na lody. W markecie Carrefoura nie mięli jednak małych lodów, same duże opakowania. Kupiłem w takim razie jakieś litrowe lody za niecałe dwa euro. Łyżkę miałem pod ręką, problemu nie było. W skwarze wzdłuż dróg nie szło się przyjemnie. Duży ruch, nijaka zabudowa. Powróciłem na klifowe wybrzeże od strony z widokiem na Nea Kameni. Mijalem pola winogronowe, jakieś nieczynne wiatraki. Mimo stromego zbocza, w tym fragmencie wyspy znajdziemy mini port i pojedyncze mini plaże, nierzadko z mało przyjemnym zejściem. Akrotiri to małe miasteczko z ruinami niewielkiej twierdzy. Przeszedłem bez zatrzymywania. Za miejscowością, blisko wybrzeża przeciwległego do Nea Kameni, znajduje się najcenniejszy miejscowy zabytek – antyczne miasto Akrotiri. Leniwych z Akrotiri do ruin może zawieźć mikrobus kursujący co jakiś czas, aczkolwiek do pokonania jest może z kilometr.

Historia Akrotiri sięga 4-ch tysięcy lat przed naszą erą (są źródła mówiące o 5-ciu tysiącach), okres szczytowy przypada na XX – XVII w. p.n.e., do trzęsienia ziemi i wielkiego wybuchu wulkanu Santorini, który zniszczył miasto. Liczące kilka tysięcy mieszkańców, posiadające nawet 3-kondygnacyjne budynki zbudowane z cegły glinianej i gipsu. Używano też kamienia. Miasto posiadało rozbudowaną kanalizację. Do niektórych budynków biegły dwie rury, do zimnej i prawdopodobnie do ciepłej wody z istniejących wtedy termalnych źródeł w pobliżu. Miasto stanowi jedno z najcenniejszych archeologicznych miejsc Grecji, jest częścią Narodowego Muzeum Archeologicznego. Teren jest świetnie zagospodarowany a nad ruinami wybudowano wielka halę z użyciem metalu, drewna, betonu i szkła. Wygląda to imponująco. Bilet w cenie 5 euro jest jak najbardziej uzasadniony. Cenne freski z Akrotiri możemy zobaczyć w Atenach i w Muzeum Starożytnej Thery w Firze. Inne starożytne znaleziska można obejrzeć w Muzeum Archeologicznym w Firze. Materiały piroklastyczne, zwłaszcza pumeks i popioły zakonserwowały ruiny Akrotiri, przykrywając miasto o powierzchni około 20 hektarów. Podczas odkopywania znaleziono również szczątki ludzkie, przypominające te z Pompejów, jednakże w bardzo niewielkiej ilości. Większości mieszkańców udało się ewakuować.

Wykopaliska prowadzono tutaj już w drugiej poł. XIX w., lecz te współczesne datuje się od 1967 roku. Chociaż praktycznie złotych przedmiotów tutaj nie odnaleziono, to wielu uważa, że Akrotiri posłużyło za Atlantydę w powieści Platona.  

W Akrotiri podładowałem baterię do aparatu dzięki uprzejmości jednego z pracowników. Dostałem w prezencie trochę winogron. Siedzę sobie na murku, idą dwie pary, słyszę język grecki. W reklamówce mają winogrona. Z sytuacji rozumiem, że nikt już ich nie chce jeść ani nieść. Chcą wyrzucić, ale im szkoda. Słusznie. Patrzą w moim kierunku i widzę, że chcą mi je dać. Nie rozumiem greckiego, ale powiedziałem, że skorzystam z propozycji, dziękuję. I tak wszedłem w posiadanie około kilograma przepysznych winogron. Dużych i słodkich, w taki upalny dzień zjadłem z wielką przyjemnością.

Kolejny przystanek to pobliska słynna Czerwona Plaża (Kokkini Paralia, Red Beach). Urwisko czerwonej lawy (domieszki żelaza) i niewielka plaża. Erozja niszczy zbocza, są osuwiska, trzeba uważać. Oglądających sporo, opalających się mniej (w tym nudystów), mączących nogi kilku. Ładne miejsce. Można zabrać kawałki czerwonej i czarnej lawy, w tym otoczaki wyrzeźbione przez morze. Znaleźć kawałki pumeksu. Można też kupić takie fragmenty lawy i pumeksu w sklepach. Przed wejściem na plażę zapytałem sprzedawcę owoców a potem biżuterii o Białą Plażę (Lefki Paralia, White Beach), czy dojdę tam jakąś ścieżką z czerwonej? Nie wiedzieli, a powinna znajdować się około dwa kilometry dalej. Nic, ruszyłem przed siebie. W zatoczce za czerwona plażą w remontowanym barze zadałem to samo pytanie. Usłyszałem, że na Białą Plażę nie da się zejść, można ją oglądać tylko od strony morza, ale jakby co to idę w dobrym kierunku. Jak miejscowy gdziekolwiek na świecie mówi mi, że się nie da, w dziewięciu na dziesięć przypadków oznacza, że się da. Wspiąłem się resztkami jakiejś starej drogi na klif – nie było możliwości wędrówki wzdłuż brzegu – i oto pode mną widzę białe urwiska i samotną skałę w morzu. Jest stromo, chyba gość miał rację. Zostawiam plecak i idę wzdłuż urwiska, może znajdę jakiś żleb, którym da się zejść na dół. Po chwili patrzę, jest lepiej niż myślałem. Jednym ze żlebów kiedyś prowadziła ścieżka na miniaturową plażę. Były betonowe wąskie schodki, zamontowana lina „poręczowa”. Niewiele z tego zostało, ale bez problemów zszedłem na brzeg. Sypko, wapień kredowy kruchy, sypki i brudzący. Kiedyś na Białej Plaży był jakiś bar i wypożyczalnia leżaków, teraz zostały ruiny. Plaża mało ciekawa, ale białe skały urokliwe, zwłaszcza ta samotna w morzu, blisko brzegu. Kruchość skały powoduje, że łatwo poddaje się erozji, a woda i wiatr robią swoje.

Dzień dobiegał końca, nastał czas znalezienia miejsca na rozbicie namiotu. Wspiąłem się na wysoki klif i szutrową drogą udałem się ku zabudowaniom. Pasły się osły, pola winorośli. Miejsce znalazłem po drugiej stronie wąskiej w tym miejscu wyspy. Nad urwiskiem, w cieniu dwóch porzuconych budów niewielkich pensjonatów z basenami. Miałem widok na latarnię morską na pobliskim skraju wyspy, na Firę i kalderę z Nea Kameni – wulkan mógłby wybuchnąć w tym momencie. Do tego piękny zachód słońca. Ludzie płacą spore pieniądze, by zjeść kolację w restauracji albo mieszkać w pensjonacie w tej okolicy z widokiem na morze i bajkowy zachód słońca. Miałem to za darmo, do tego budynek w miarę dobrze chronił mnie od wiatru. Od rana przeszedłem jakieś 20 kilometrów i pokonałem 500 metrów deniwelacji względnej, dzień wcześniej 850 metrów.

Santorini 7Dzień 5, 1 maj. Wschód słońca również atrakcyjnie się prezentował. Po śniadaniu i pakowaniu ruszyłem ku miejscowości Akrotiri. Tego dnia planowałem dotrzeć na drugi kraniec wyspy. W Akrotiri przeszedłem przez wzgórze z ruinami niewielkiej nieciekawej twierdzy i zszedłem do przystanku autobusowego.  Są one porozrzucane po wyspie, ale do tej pory nigdzie nie zauważyłem ani jakiegokolwiek autobusu/mikrobusu ani żadnego rozkładu jazdy. Akurat podjechał sklep warzywno-owocowy na kółkach, więc za dwa euro kupiłem sobie pudełko dużych przepysznych i bardzo słodkich truskawek. Kilograma pudełko nie miało, ale ponad pół z pewnością tak. 3 pudełka były za 5 euro, jak zachwalała sprzedawczyni. W słońcu i silnym wietrze ruszyłem ku Firze. Na jednym z przystanków znalazłem rozkład jazdy, podane godziny dotyczyły miejscowości wyjazdu. Podana była też destynacja. Wynikało z niego, że niedługo powinien jechać autobus z Perissy. Po 20 minut gdy nic się nie zadziało ruszyłem dalej. Po około 8 kilometrach od miejsca noclegu, znalazłem się na skrzyżowaniu, skąd w lewo biegnie droga do portu Athinios. Byłem tu dwa dni wcześniej. Stała tutaj kobieta wyglądająca na miejscową,  jedzie autobus, macha, zatrzymuje się, chociaż nie ma tu przystanku. Podbiegam. To lokalny autobus (z małą słabo widoczną naklejką z przodu local bus). Jedzie do Firy, płacę 1,60 euro i w klimatyzowanych warunkach docieram do celu, skąd dosyć szybko za taką samą kwotę jadę autobusem do Oia (Ia). Miasta na drugim krańcu wsypy, którego odwiedzin nie planowałem, ale znajdowało się blisko interesującego mnie miejsca. Droga biegnie blisko klifu, miejscami ma górski charakter ze sporą przepaścią w kierunku wyspy. Autobus pełny turystów. Nie każdy ma transport zorganizowany przez biuro podróży albo wynajęty samochód. Po 12 kilometrach jestem u celu. Tłum ludzi zniechęca, ale idę na spacer po miasteczku. Wąskie zatłoczone uliczki, pamiątki, restauracje, tzw. resorty czyli hotele, ośrodki wczasowe – z mini basenikami, z widokiem na kalderę i Nea Kameni. Bielutkie, niebieskie, żółte domy. Zabytkowe kościółki, pozostałości po twierdzy, wiatrak. Jest kilka małych galerii sztuki i Muzeum Marynarki Morskiej. Miasteczko położone jest na klifie, ale łagodniejszym niż Thira, dlatego domy zajmują więcej zbocza, a w kilku miejscach schodzą do poziomu morza. Są dwa małe porty, jeden od strony pobliskiej wyspy Thirasia drugi od strony Nea Kameni.

Santorini 8Thira w mojej ocenie jest bardzo przeciętna. Warto ją odwiedzić na kilka godzin. Pospacerować, wypić kawę, zejść do portu, by popłynąć na wulkan. Jak ktoś lubi odwiedzić lokalne muzea. Do turystycznego zamieszkania jest najmniej atrakcyjna z większych miejscowości na Santorini. Ładniejsze jest Pyrgos, ale kawałek od morza. Za to Oia jest śliczna. Strasznie komercyjna, sztuczna, turystyczna, z tłumami ludzi, ale najatrakcyjniejsza z tych trzech miasteczek. To stąd pochodzi najwięcej zdjęć białej zabudowy z widokiem na kalderę. Jest bardzo fajny deptak z widokiem na morze, do którego zejście wymaga znacznie mniejszego wysiłku niż w Thirze. Widać, że to zamożne miasteczko, za czasów Wenecjan ważny port. Po trzęsieniu ziemi o sile 7,2 stopni Richtera w 1956 roku miasteczko odbudowano i przebudowano. Osiąga około 150m n.p.m., przy brzegu znajduje się maleńka skalna wysepka. Kręcono tu sporo filmów, zwłaszcza romantycznych, ale też kilka scen do filmu z serii Tomb Raider z Angeliną Jolie (do Kolebki Życia). Chociaż kwiecień to nie sezon w pełni, duża liczba turystów zniechęcała do pobytu. A musiałem spędzić tutaj trochę czasu. Zrobiłem bowiem postój na doładowanie baterii w aparatach i skosztowanie lokalnej potrawy – w prostej restauracji koło przystanku autobusowego. Padło na musakę (moussaka) – zapiekankę z mielonym mięsem, bakłażanem i beszamelem na wierzchu. Wyczułem także puree ziemniaczane. Smaczne, cena : 8 euro. Za kolejne 3,50 euro wypiłem mrożoną kawę i 2,50 euro puszkę coca-coli. W tym czasie ładował się mój sprzęt. Po obiedzie potrzebowałem jeszcze ponad godziny dostępu do elektryczności, zatem udałem się na kolejny spacer. Obserwując profesjonalne sesje fotograficzne. Chińczyków w eleganckich strojach i Europejek w sukniach ślubnych.

Santorini 5Po 16:00 ruszyłem drogą w kierunku Firy. Chciałem nie przez szybę a z pozycji pieszego pooglądać urwiska przy drodze, przyjrzeć się czerwonym lawom, oraz wejść na jeden z pagórków. Poruszałem się ostrożnie wzdłuż ruchliwej  krętej drogi bez pobocza. Pagórek na który wszedłem, jeden z najwyższych w tej części wyspy, liczył 320m n.p.m. Skały, piękne kaktusy, efektowny widok na kalderę i Nea Kameni. Przy samym szczycie kościółek Profitis Ilias. Można się dostać do niego samochodem. Ze szczytu dotarłem krętymi drogami na drugą stronę wyspy, prawie nad samo morze. Minąłem wioskę Panagia Kalou i dotarłem na półwysep Koloumbo, na którym rozbiłem namiot w sąsiedztwie pszczelich pasiek (łącznie tego dnia pokonałem ok. 20km pieszo). Morze, bajkowy zachód słońca, wschód zresztą też. Ludzie płacą za takie widoki. Siedzę sobie na skale, jem kolację, podziwiam zachód słońca. Cisza, spokój. Wiatr jak zwykle trochę przeszkadzał.

Santorini 10Wulkaniczny mikro półwysep czy też cypel Kolumbo (Koloumbo) odwiedziłem nie przypadkiem. 7-8km od brzegu (na północny-wschód) znajduje się aktywny podmorski wulkan o tej samej nazwie. Ostatni raz wybuchł w latach 1649-1650 roku, kolejna, większa erupcja, może doprowadzić do powstania nowej wyspy-wulkanu. Wulkan ma ok. 500 metrów wysokości, w najwyższym punkcie znajduje się 18 metrów pod lustrem wody (niektóre źródła podają 10m). Wydzielają się z jego wnętrza gazy i termalne wody. Wpatrując się w morze marzyła się jakaś erupcja, którą obserwowałbym z brzegu. Ten znacznych rozmiarów wulkan podczas ostatniej erupcji, doprowadził do śmierci sporej liczby ludzi, wywołał tsunami. Erupcja widziana była na powierzchni morza, po którym pływało wiele fragmentów pumeksu.

Dzień 6, 2 maj. Ostatni dzień pobytu na Santorini. Po romantycznym śniadaniu na klifie zszedłem na plażę od strony Oia. Plaża to za duże słowo, wąski pas ziemi, pełny wulkanicznych głazów. Cisza, spokój, delikatny szum fal. Wykorzystałem ostatnią okazję do morskiej kąpieli. Temperatura 17 stopni Celsjusza wody pozwalała na przyjemne pluskanie. Tylko przy pierwszym kontakcie robiło się chłodno, potem przyjemnie. Do Firy miałem niecałe 10 kilometrów marszu. Trasa biegła nad morzem, pośród pól, pojedynczych domów, ośrodków wczasowych. Kaktusy, winorośl, wiatraki. Gęstsza zabudowa pojawiła się przed Firą, a w centrum miasta duże grupy turystów. Przemogłem się jednak do solidnego spaceru w tych tłumach. Ciekawe, na uliczkach, gdzie sklepy, bary, mnóstwo ludzi,  gdy skończyły się, pozostałem tylko ja, a uliczki tak samo ładne. Turyści chodzili i oglądali witryny, nie robiąc zakupów, ku smutkowi handlowców. W restauracjach także pusto, ceny wysokie, wietrznie. Mimo mnóstwa sklepów z pamiątkami i ubraniami, jedynie jacyś Japończycy z problemami komunikacyjnymi próbowali kupić magnesy na lodówkę po jednym euro. Zawsze mnie zastanawia kto to całe badziewie pamiątkowe kupuje? Większości z tego za darmo bym nie przyjął.

Santorini 9Zrobiło się popołudnie i udałem się na „dworzec” autobusowy, stanowczo za mały i zbyt prymitywny w stosunku do miejscowych potrzeb. Mnóstwo ludzi. Wiatr kolejny raz chciał urwać głowę, ludzie się kryli w prowizorycznej namiotowej poczekalni. Pytam dyspozytora o autobus na lotnisko, mówi: 16:30. Patrzę na rozkład, pisze: 16:00. Wśród stojących autobusów żadnego z napisem „airport”. Mam trochę czasu, trzymam rękę na pulsie. Od 16:00 chodzę od autobusu do autobus i pytam. Trafiam na właściwy, jadący do Kamari, ale przez lotnisko. Zazwyczaj sprzedawcy biletów w danym autobusie nawołują, wymieniając stację końcową. Tym razem nic. Autobus zawalony ludźmi, ledwo znalazłem miejsce stojące. Ruszamy o 16:10, ale w poczekalni jest pełno osób, z których cześć z pewnością zmierza na lotnisko, nie wiedzą tylko, że ich autobus właśnie odjeżdża. A kolejny będzie za półtorej godziny. Organizacyjne klimaty jak to u południowców.

Santorini 6Samolot miałem następnego dnia o 6:40. Musiałem niedaleko lotniska znaleźć miejsce na nocleg. Udałem się w kierunku półwyspu Koloumbo. Z dwieście, trzysta metrów za drogą startową lotniska pośród nieużytków i niewielkich pagórków znalazłem w miarę ustronne miejsce. W dole morze, sporo budynków w okolicy. Do terminalu ze dwa kilometry. Samoloty lądowały i startowały niemal nad moją głową, huk potężny. Niewiele ich na szczęście. Bardzo mocny i chłodny wiatr kolejny raz utrudniał postawienie namiotu, a w okolicy niewiele kamieni. Zebrałem ich na tyle, by postawić i przymocować namiot, z jednej strony odrobinę chronił mnie krzak. Nie wiem czy wiatry na Santorini wieją przez cały rok, ale jeżeli tak, to nawet te letnie, gorące, są uciążliwe. Nie chciałbym w takich warunkach wypoczywać, kiedy wiatr bez przeszkód ze stołu restauracji zwieje na mnie talerz z obiadem i szklankę z napojem.  Spakowałem się już na wyjazd, nastawiłem budzik na 4:00 i próbowałem sobie radzić w namiocie postawiony, na zbyt stromym podłożu. Zsuwałem się. W pewnym momencie u wejścia do niego zaczął szczekać pies, otwieram kawałek zamka a tu bydle wielkości połowy namiotu. Nieustająco szczeka. Po kilku minutach ktoś go na szczęście przywołał i jednocześnie nie był zainteresowany moją obecnością. Kolejnych atrakcji nie miałem. Wszystkie noclegi na tym wyjeździe spędziłem bezpłatnie. Lubię klimaty typu, idę, zwiedzam, nastaje wieczór, rozbijam się. Luz i wolność.

Santorini 3Zanim opuszczę Santorini trochę informacji turystycznych. Czy jedziemy indywidualnie czy z biurem podróży i potrzebujemy nadmorskiego kurortu to najlepiej wybrać Perissę z przyległościami. To jedno z niewielu miejsc, gdzie wyspa płasko opada do morza. Jest plaża. Kąpiele, opalanie, spacery, restauracje przy wulkanicznym brzegu – to wszystko jest. A gdy będziemy chcieli zobaczyć jakąkolwiek atrakcję Santorini, bez problemów wynajmiemy skuter, quad albo samochód i zwiedzimy sobie co będziemy chcieli. Mieszkając w takiej Firze, możemy tylko chodzić tymi samymi alejkami góra-dół, siedzieć w knajpach jeśli nas stać i kupować kolejne pamiątki. Jeśli będziemy mieli szczęście, hotel będzie posiadał mini basenik. I tyle. W takiej Perissie, gdy stracimy ochotę na zwiedzanie, wypoczniemy na plaży. Mnie osobiście więcej niż jeden dzień na niej straszliwie męczy, ale jestem odosobnionym przypadkiem. Odradzam Kamari z okolicami, położone po drugiej stronie góry(z antyczną Therą) względem Perissy. Znajduje się obok lotniska. Samolotów aż tak wiele nie lata, w nocy jest kilkugodzinna przerwa, lecz jednak hałas jest nieznośny. W Perissie, za górą, jest dużo lepiej. Notabene do większości wyspy docierają odgłosy lotniska, startujących i lądujących samolotów. 

Ceny lokalnych wycieczek w miejscowych biurach turystycznych czy polskich biurach podróży, przy cenach poniesionych przeze mnie są wygórowane, aczkolwiek nie mam wątpliwości, że nikt po Santorini nie będzie chodził jak ja piechotą z plecakiem. I tak na przykład wycieczka autokarowa z Firy tudzież z hotelu naszego pobytu do starożytnej Thery to 15-20 euro (2-3h). Mnie kosztowała 2 euro. Wulkan Nea Kameni z Palea Kameni 20-30 euro, z Thirasią 35-40euro ( 4/6-7h). Mój koszt bez wyspy Thirasia to 2 euro, ale wynikający ze specyficznego charakteru przyjazdu. Wycieczka do Akrotiri z odwiedzinami Pyrgos i plaży w Perissie 35-45euro (6-7h, w niektórych wycieczkach jest postój w winiarni celem degustacji, a de facto ma on zachęcić do zakupów assyrtiko - lokalnego wina). Mój koszt – 5 euro (bez wina). Wycieczka do Oia z postojem na klifie 30 euro (4-5h). Mój koszt 1,60 euro. Jak wynajmiemy auto na jeden dzień, poza kalderą i wulkanem Nea Kameni, wszystkie pozostałe miejsca zwiedzimy w jeden intensywny dzień. Wydatki oprócz wynajęcia auta i paliwa (niewiele kilometrów do pokonania, litr benzyny kosztował 1,65 euro, diesla 1,35 euro), to bilety wstępu, ewentualnie jakiś parking. Wyjdzie dużo taniej.

Ceny produktów spożywczych. Na Santorini jest ciut drożej niż na kontynencie, a czym mniejszy sklep lub bliżej centrum, tym ceny są jeszcze wyższe. W markecie na rogatkach miejscowości potrafią wynieść połowę tego, co w mini markecie w zabytkowym centrum. Przykładowo w Carrefourze w Firze pół litra wody kosztowało 0,25 euro, a cola zero 1,5l 1,55 euro. Chleb świeży 340g (tradycyjny typu kreteńskiego) 1,04 euro, chleb tostowy 450g 0,90euro, obwarzanek z sezamem 0,50 euro. Ciastko z dżemem 100g 0,80 euro, puszka coli 0,33l 0,67 euro, deser - budyń waniliowy z cynamonem 3x170g  2,33 euro, woda 750ml 0,40 euro, cola zero 1l 1,04 euro. W lokalnym markecie na rogatkach Pyrgos: 1,5l wody 0,50 euro, zestaw 2x1,5l cola zero 2,80 euro, jedna duża słodka papryka 1,26 euro, woda 0,5l za 0,16 euro, chleb 340g tradycyjny 0,86 euro. Minimarket w centrum Oia niedaleko przystanku autobusowego: 0,5 litra wody 0,50 euro, 1,5l cola zero 1,60 euro, chleb 340g 0,90 euro, a w innym sklepiku nieopodal kupiłem wodę 0,5l po 0,30 euro. Co ciekawe, w wielu przypadkach na siłę wciskano mi paragon, mimo że nie chciałem. Kurs euro wynosił 4-4,05zł.

Na zdjęciach: Góra Profitis Ilias 565m, Starożytna Thera (Thira), Kamari, Perissa, Starożytne Akrotiri, Red Beach, White Beach, miasteczko Oia, musaka, przylądek Koloumbo, miasto Thira, w tym widok na wulkan Nea Kameni, lotnisko. Poza tym rożne miejsca Santorini od jednego krańca po drugi, z miejscami moich noclegów, winoroślą i winem, kapliczką, hotelem z basenami niedaleko Akrotiri, lawami i pagórkiem niedaleko Oia.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2025 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search