Blog

Blog

Gdynia - USS Mount Whitney, port, opustoszała miejska plaża oraz atrakcje PKP

W gdyńskim porcie.
12 lipca na 4 dni wpłynął do portu w Gdyni okręt dowodzenia typu Blue Ridge - USS Mount Whitney z VI Floty Stanów Zjednoczonych, na co dzień operujący na Morzu Śródziemnym. Jego wymiary to 194m długości i prawie 33m szerokości. Zwodowany został w 1970 roku i pływa na nim 600 marynarzy. Rozwija prędkość 23 węzłów. USA posiadają dwa okręty tego typu. Szkoda, że Amerykanie ukryli go przed światem przy Polskim Nabrzeżu. Mogli zacumować w jakimś miejscu, by możliwe było jego zobaczenie. Stanowiłoby to sporą atrakcję dla turystów i mieszkańców Gdyni. Okręt jednak dosyć dobrze schowano przed światem poza momentem wpłynięcia i wypłynięcia z portu. Przed Gawlikiem jednak nie da się nic ukryć i chociaż nie było łatwo, lał deszcz, udało mi się zobaczyć USS Mount Whitney. Tak na marginesie, ulewy z 14 lipca - gdy poszukiwałem okrętu - dosyć mocno pozalewały Trójmiasto, paraliżując komunikację.

Nazwa Mount Whitney jest mi bliska ze względu na górską pasję, albowiem odnosi się do najwyższego szczytu w tzw. kontynentalnej części USA (liczonej bez Alaski i wysp). Znajduje się w Kalifornii i mierzy 4421m. Ta granitowa góra została nazwana na cześć XIX-wiecznego geologa Josiaha Whitneya.

Amerykański okręt ukryto, ale w sąsiedztwie Muzeum Emigracji i Kapitanatu Portu jest miejsce skąd widać kawałek portu, w tym wojennego, oraz wpływające i wypływające statki.

O ile Gdańsk jest miastem starym, zabytkowym, o tyle Gdynia dopiero w 2026 roku będzie świętowała stulecie nadania praw miejskich. Za to w centrum Gdyni znajdziemy nadmorską plażę, praktycznie ciągnącą się aż po dzielnice Gdańska. Będąc w centrum tego ostatniego, niełatwo dostać się do morza, bo przeszkadza w tym Martwa Wisła, port, i odległość trochę za duża jak na spacer.

Gdy przyjechałem do Gdyni piękna pogoda przyciągnęła licznych plażowiczów, gdy nadeszły czarne chmury wraz z ulewą, plaża opustoszała w chwilę. Miałem przeczucie, że tak to może wyglądać, dlatego w ostatniej chwili przepakowałem się do plecaka wykonanego z materiału wodoodpornego i dodatkowo chronionego wbudowanym pokrowcem przeciwdeszczowym. Spokey Moonwalker (38-litrowy) jest dobrym wyborem na kilkudniowe wyjazdy. Posiada pas piersiowy i biodrowy, kilka kieszeni oraz siatkę między nim a plecami, dzięki której nie przepocimy koszulki.

Moda w Polsce na młyńskie (diabelskie) koła nie ustaje. Wszyscy pozazdrościli Londynowi jego słynnego London Eye. W Gdańsku stoi na Starym Mieście, w Gdyni obok plaży, Skweru Kościuszki i Mola Południowego (stawiane są sezonowo). Każda większa impreza, festiwal, też dzisiaj musi mieć takie koło. Szkoda tylko, że ceny są nieadekwatne do skali atrakcji, za wysokie. Skutkuje to tym, że często stoją zamiast się kręcić, albo w większości przewożą puste powietrze.

Polacy to fajny naród, ale trochę paskudnych wad mamy. Jedna z nich nazywa się: bezmyślność. Jej dedykuję kolejne zdania i zdjęcie zamieszczone w galerii. Wyruszając pociągiem z Katowic na Pomorze okazało się, że przy tym samym peronie wyznaczono odjazd dwóch różnych pociągów PKP Intercity do Gdyni. Jeden miał odjechać o 6:34, a drugi o 6:43. Już te liczby i ten sam peron uczyniły zamieszanie. Jednakże pociąg z godziny 6:34 przyjechał z około 10-minutowym opóźnieniem i podstawiono go na tor, z którego miał odjechać pociąg z godziny 6:43. Na peron wtoczyły się praktycznie o tej samej porze, różnił je numer, niektóre stacje pośrednie, cena biletu i czas dotarcia na miejsce. Tłumy ludzi zaczęły wchodzić do obu. Wielu do złych pociągów. Niektórzy to zauważyli i biegiem ruszyli do drugiego. Gdy mój odjeżdżał, widziałem sporo osób, które wybiegały z sąsiedniego, zauważywszy błąd, ale nie dostali się już do pociągu, na który posiadali bilet. Nikt w PKP nie wpadł na pomysł, by odjeżdżały z różnych peronów. Nikt nie wpadł na pomysł, aby dwa pociągi jadące do Gdyni rozdzielić choćby godzinną przerwą. Później jest tak, że w jednym momencie jadą dwa składy, a przez kolejne godziny pustka. W drodze powrotnej też było ciekawie. Wykupiłem bilet przy stoliku i oknie, by móc pracować, podłączyć komputer do prądu. Ale podstawiono jakiś starszawy skład zastępczy, który zmarnował mi cały dzień. Już w Gdańsku miał 10 minut opóźnienia. Ponadto iluś pasażerów musiało jechać 9 godzin bez wody i jedzenia, bo w tym zastępczym nie było żadnej gastronomii. O czym dowiedzieli się, gdy pociąg ruszył. Tak samo jak o tym, że mają siadać gdzie jest miejsce, bo to zupełnie inny skład, z inną numeracją. I tak jest cały czas. Wizyta kilka dni wcześniej w Warszawie również skończyła się 65-minutowym opóźnieniem w drodze do, i 20-minutowym, wracając na Śląsk. Wywalczenie od PKP jakiegokolwiek zwrotu za bilet, rekompensaty, stanowi drogę przez mękę, bo taka jest filozofia firm, gdy są monopolistami.

Korzystając z PKP nie sposób się nudzić, nigdy nie wiesz co cię spotka.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2025 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search