Blog

Blog

Colima – bardzo groźny wulkan obserwowany z Guzman i La Yerbabuena

Wyrzut gazów i popiołu z wulkanu Colima.

Świeży i pachnący, po trzygodzinnym pakowaniu, opuściłem Tlachichuca (13.02), zmierzając ku wulkanowi Colima. Bardzo sprawnie zrealizowałem założenia odnośnie wulkanów Popocatepetl i Orizaba, zostało trochę czasu, mogłem zrobić więcej rzeczy w Meksyku.

Po dotarciu na mój ulubiony dworzec autobusowy w Puebla, poszedłem szukać biletu do Guadalajary. Udało się, tylko cena nie była udana. 1066pesos za niecałe 700km i 9h jazdy. Ponad 60usd linią Futura, szczycącą się funkcją oficjalnej firmy transportowej, obsługującej wizytę papieża Franciszka. Inna linia miała bilet za 700pesos, tylko autobus dopiero następnego dnia. Zapłaciłem, pojechałem. Po 23:00 byłem na miejscu.

Muszę przyznać, że autobusowe centra rozrywki (duże dodytkowe ekrany lcd, dużo filmów i innych materiałów), są lepsze niż u prawie wszystkich linii lotniczych.

W rejonie dworca autobusowego nie było żadnego miejsca noclegowego, ale na szczęście o północy miałem autobus do Ciudad Guzman (ok. 1500-1600m n.p.m.), jednego z punktów obserwacji wulkanu Colima. Po ponad dwóch godzinach dotarłem na dworzec, skąd taksówką do hotelu w cenie 200pesos za noc.

14.02Dzień ten przeznaczyłem na próbę obserwacji Colimy i zorganizowanie dojazdu w jego pobliże. Z miasta Guzman świetnie widać Nevado de Colima, stary nieaktywny masyw wulkaniczny, wulkanu prawie wcale. Nevado de Colima liczy sobie 4260m, można na niego wejść, najefektowniej prezentuje się, gdy spadnie śnieg. Na ogół organizowane wyjazdy na górę, trwają trzy dni. Teren objęty jest parkiem narodowym.

Od strony Guzman nie ma dostępu do wulkanu Colima, co najwyżej można póbować się dostać do miejsca, które lokalsi nazywają "antenami", a jest to po prostu obserwatorium wulkanologiczne. Położone na 4000m, pod Nevado de Colima, 5-6km w linii prostej od wulkanu Colima. Trochę za duża ta odległość. Oprócz wulkanologów, stała ekipa anten to strażacy. Częścią spaceru po mieście było odwiedzenie ich. Powiedzieli, że zawieźć mnie nie mogą, moge iśc pieszo, chociaż to ponad 20km, jak twierdzili. Pooglądąłem sobie wykresy wstrząsów sejsmicznych wulkanu, dali mi namiary na gościa, któy organizuje wejścia na Nevado de Colima. Potrzebowałem informacji, jak dostać się do podnóża wulkanu, z dobrym widokiem na niego. Z recepcji hotelowej zadzwoniłem do Gerardo, obiecał przyjechać do mnie za godzinę.

Gerardo prowadzi stronę na facebooku i tripadvisor - Nevado de Colima tours. Młody chłopak, mówiący po angielsku, przekazał mi bezinteresownie bardzo dokładne informacje, jak dotrzeć do najlepszego punktu obserwacyjnego w miejscowości La Yerbabuena. Kolejnego dnia zamierzał tam dotrzeć, a tego jeszcze wybrać się do parku w górnej części Guzman (Parque Ecologico Las Penas). Są tam boiska, plac zabaw, miejsca piknikowe, a za parkiem skaliste wzgórza. Już z parku było widać czubek wulkanu Colima, a ze wzgórz większy kawałek krateru. Skałki, las tropikalny, ale w nagrodę Colima wydobył z siebie trochę popiołów. Nawet z daleka sympatyczny widok (wulkan zasłania masyw Nevado de Colima). Już po zmierzchu wróciłem do centrum, gdzie trwało walentynkowe szaleństwo.

Z zimnego i mroźnego rejonu Tlachichuca-Orizaba, przeniosłem się w tropiki. W dzień było ponad 30 stopni w cieniu. Koszmarny gorąc, ale wieczorem chłodno, bo to jednak wysokości 1500-1600m n.p.m. Nie spałem tak nisko od kilkunastu nocy. Miasto Riobamba w Ekwadorze rozpoczęło serię noclegów na ponad 2000m (2150-2850 + dwa noclegi na 3160m). Wcześniej na dwóch tysiącach spałem tylko raz, niewiele wcześniej, bo w drodze do Volcancito i Inca Pillo (Chile, Argentyna). Zrobiliśmy sobie biwak pod gołym niebem na 2060m. A potem w Rio Bambie, San Antonio koło Alao, Quito, Bogocie, Mexico City, w Amecameca i w Tlachichuca wysokość nie spadała poniżej 2000m. Nawet podróżując nocami autobusami po Ekwadorze, Kolumbii i Meksyku. Wchodząc na Popo i Orizabę wysokości nie schodziły poniżej 3600m (nocne wędrówki).

15.02. Przyznam szczerze, że zmęczony po wulkanach liczyłem na łatwiznę. Dojadę do Guzman, podjadę taksówką czy czymś pod wulkan. Poprzyglądam mu się parę godzin i wrócę do miasta. Ale nic z tego jak zwykle. Więc spakowałem się i pojechałem do jeszcze bardziej gorącego miasta - Colima. Z niego widać wulkan, ale jest dosyć daleko i przerzyjstość powietrza była słaba. Co ciekawe od Guzman na zachód, sporo osób znało angielski. Zazwyczaj pracowali wcześniej w USA. I jeden z recepcjonistów w hotelu, i gość sprzedający bilety w lokalnym autobusie z Colimy do Cofradia de Suchitlan (przez miasto Comala). W Colimie z dworca dalekobieżnego taksówką musiałem się przedostać do centrum na dworzec lokalny. Zaś w Suchitlan zrobiłem zakupy spożywcze i miałem szczęście, bo niedługo jechał autobus (zdaje się, jeden z dwóch kursujących przez cały dzień) do San Antonio. Stamtąd do La Yerbabuena jet 7km i żadnego transportu.

Z dwoma dużymi plecakami i zakupami w reklamówkach, gdy skwar leje się z nieba, to mało przyjemna okoliczność, ale ruszyłem przed siebie. Już z San Antonio dobrze było widać wulkan. W dół zjeżdżały samochody rolników, uprawiających różne rośliny, hodowców bydła, ale nic nie jechało w moją stronę. Gdy pokonałem 3km z kawałkiem jechał jeden wysłużony pick up, który zabrał mnie do La Yerbabuena. A tam niemiła niespodzianka, z wioski nie widać wulkanu, bo zasłania go wzgórze. Trzeba iść dalej. Dobry ponad kilometr szutrową drogą przemierzyłem, aż znalazłem obok idealne miejsce na rozbicie namiotu, kupionego za 10usd w Chile, ze świetnym widokiem (wysokość 1535m). Mogłem leżeć w namiocie i z odległości około 3km w linii prostej obserwować wulkan Colima (Volcan de Fuego), liczący około 3800m. Z powodu częstych erupcji wysokość ulega ciągłym zmianom. Padają też liczby 3839m, 3960m. Miejscowi mówili, że wulkan lubi w nocy rozrabiać, więc nastawiłem budzik, by mnie budził co dwie i pół godziny. Tymczasem miałem popołudnie na przyglądanie się wulkanowi. Dwa razy wypuścił popiół, a tak niewiele gazów wydobywało się z krateru. Jego działałność związana jest z pęknięciami tektonicznymi w tej części Meksyku.

W nocy też niewiele się działo. Popocatepetl w tym czasie był dużo aktywniejszy, chociaż od niedawna Colimę uważa się za najaktywniejszy wulkan Meksyku. W Guzman obowiązywał tak zwany alert żótły, w 3-stopniowej skali. Trzeba być ostrożnym, coś się dzieje, ale bez przesady. Podczas snu obudziły mnie dziwne odgłosy jakiegoś zwierzęcia, w tle odgłosy lasu tropikalnego. To tylko koń. Niewiele później obudziły mnie psy. Wpierw poszczekały, a potem usnęły przed wejściem do namiotu. Rano zjedliśmy wspólnie śniadanie (16.02.2016). Colima wypuścił kolejną chmurę gazów i popiołu wulkanicznego. Nuda. Spakowałem się i w dół, ponad 8km do San Antonio w ukropie. Colima na pożegnanie wypuścił jeszcze trochę popiołów.

W San Antonio usłyszałem, że najbliższy autobus będzie za trzy godziny. Niedobrze, chciałem jeszcze tego dnia dojechać w pobliże wulkanu Parucutin. Próbowałem złapać stopa, ale niewiele jechało. Za to zatrzymał się przy mnie starszy pan, który powiedział, że jest pieśniarzem i kompozytorem i zaczął mi śpiewać. Jego koncert przerwał zatrzymujący się na moją prośbę pickup, który podwiózł mnie aż na dworzec dalekobieżny w Colimie. Na pace w tak upalny dzień było całkiem przyjemnie. Do tego widok na wulkan, który towarzyszył mi prawie do Guzman. Autobus jechał do Guadalajary.

  • Na zdjęciach:
  • 1-2) Podróż: Puebla - Guadalajara.
  • 3) Do Guzman dotarłem w Walentynki, przywitał mnie w prymitywnym pokoju żelek-serduszko.
  • 4) Centrum Guzman.
  • 5) Nie wiem czy Jan Paweł II zadowolony jest z towarzystwa w tym kiosku, tego poniżej. W każdym bądź razie, w Ameryce Łacińskiej jest ciągle bardzo popularny, wspominany, w domach są jego zdjęcia. Jak słyszą Polonia, często mówią: Juan Pablo Segundo. Młodsi czasami: Robert Lewandowski.
  • 6) Walentynki się skończyły, ale ich klimat jeszcze nie.
  • 7) 3-stopniowa informacja (semaforo) o aktywności wulkanu Colima. Obowiązywał alert żółty.
  • 8-9) U strażaków w Guzman, w tym wykres sejsmiczny aktywności wulkanu Colima.
  • 10) Słaba przejrzystość powietrza plus zoom, czyli widok na starożytną górę Nevado de Colima z Guzman.
  • 11-14) Park w górnej części Guzman, skąd dopiero widać wierzchołek wulkanu Colima. Kawałek więcej widać ze skałek. Obserwacja wyrzutu gazów i popiołów (zoom x 60).
  • 15) Wioska San Antonio niedaleko La Yerbabuena. Tropikalne klimaty zmuszają do budowy zadaszeń nad boiskami.
  • 16) Moja podwózka do La Yerbabuena.
  • 17-32) Wulkan Colima obserwowany zza wioski La Yerbabuena. Widać mój namiot postawiony przy drodze, krajobrazy tego terenu, psy towarzyszące moim obserwacjom. I wulkan Colima w dużym przybliżeniu.
  • 33-34) W drodze z La Yerbabuena do San Antonio oraz moje bagaże.
  • 35) Ten mężczyzna podszedł do mnie, powiedział że jest kompozytorem oraz pieśniarzem i zaczął mi śpiewać. Dopiero złapany autostop przerwał koncert.
  • 36) Wulkan Colima, z lewej, i Nevado de Colima z trasy Colima-Guzman.
  • 37) Na rogatkach Guzman.


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2025 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search