W 1883 roku erupcja wulkanu Krakatau polozonego na wyspie w ciesninie Sundajskiej zabila ok. 40 000 osob, slyszalna i widzialna byla nawet w odleglosci ponad 4 tysiecy kilometrow. Liczne tsunami dochodzily do 40m wysokosci. Erupcja miala wplyw na cala planete przez kilka lat (sila VEI 6). W efekcie zniszczone zostaly calkowicie lub czesciowo okoliczne wyspy, w tym ta z wulkanem. W 1927 roku powstala nowa wyspa, z nowym wulkanem. W tym samym miejscu co Krakatau i otrzymala nazwe jak i wulkan Anak Krakatau, co znaczy Dziecko Krakatau. Wulkan rosnie o 5m rocznie, wyspa powieksza sie z kazda wieksza erupcja. Polozona jest 65km od Jawy i 45km od Sumatry. Znajduje sie w otoczeniu trzech wysp, w tym nieaktywnego i porosnietego lasem wulkanu: Matka Krakatau (813m). Natomiast Anak Krakatau liczy ok. ponad300-350m wysokosci, chociaz niektore zrodla wspominaja o 200m.
Pierwotnie myslalem, ze wybiore sie na 1-dniowa wycieczke z Jakarty. Ale ceny 500 euro lub 500 dolarow na to nie pozwolily. Absolutnie szalone, istnie australijskie. Pociagiem dotarlem do miasta Cilegon (bilet niedrogi, klimatyzacja chociaz slaba, ale pociag jak wszystko w Indonezji podczas mojej wyprawy mial opoznienie, tym razem 20-procentowe, zamiast 2h30min prawie 3). Tam "napadly" mnie ojeki. Jak kupicie sobie motoriksze, to skorzystam, poki co poszedlem szukac bemo czyli minibusu. Co w koncu sie udalo. Jakas smieszna odleglosc do Carita Beach jechal 2h m.in. przez tereny mocno przemyslowe.
Na miejscu znalazlem nocleg, biura organizujace wycieczki i wlascicieli lodzi. Dobra wiadomosc, bo jedno biuro mialo grupe 6-osob na jutro, a miejsc w lodzi 7. Zadzwonia, zapytaja czy moge z nimi plynac i bedzie po sprawie, cena 1mln rupii. Jakos moj optymizm byl mniejszy, ze to takie proste. Dzieki temu, ze przy Papandyan oszczedzilem jeden dzien, a Jakarta jest brzydka, postanowilem pojechac na Anak Krakatau przed wylotem na wyspe Sulawesi, a nie po, jak to mialem zaplanowane (Sumatra jest duza, a transport tutaj marny - przyda sie wiecej czasu). Skoro piatek, to tutejsza niedziela, to chcialem tego dnia tylko dojechac do Carita, by w sobote byc moze z jakimis turystami z Jakarty dotrzec na wulkan. W sobote szanse byly wieksze, chociaz trudno to do konca przewidziec. Jedno bylo pewne, sezon sie skonczyl, wiec predzej znajde kogos pod koniec wrzesnia niz na poczatku pazdziernika.
Odpowiedz grupy byla, ze nie, ze ich wyjazd jest prywatny. Takie czasy. Kiedys nie do pomyslenia. Kazdy kazdemu pomagal jesli mogl i nie mialo znaczenia czy to byli turysci, miejscowi, czy wyjazd byl rodzinny, firmowy, czy prywatny. Czasy sie jednak zmienily i dzisiaj ludzie nie chca obcowaz z innymi. Przoduja w tym mieszkancy krajow wysoko rozwinietych, ale nie tylko. Bo to byla glownie indonezysjka grupa. Przy okazji pobytu w Hong Kongu pisalem o Zombie, przy wulkanie Rinjani, ze turysci najchetniej od innych oddzieliliby sie przynajmniej szklana sciana. Ale takich przykladow na tej wyprawie bylo wiecej. Blog to tylko czastka tego co sie dzieje, a dzieje sie duzo wiecej, niemozliwe jest opisanie wszystkiego. Rozumiem, gdy ktos spedza wakacje w hotelu i chce miec swiety spokoj, ale podrozujac po Indonezji, aktywnie, nie sposob uniknac ludzi - turystow/podroznikow i miejscowych. Wydaje mi sie, ze jednym z glownych elementow zwiedzania, podrozwania, jest obcowanie z innymi ludzmi - i z innych krajow i z miejscowymi. Ale niektorzy placa to wymagaja, chca skrajnej prywatnosci i bedzie ta tendencja postepowala. Nie zmienie tego.
Przygotowany bylem na to, ze sam bede musial wynajac lodz i od poczatku wiedzialem, ze bedzie to najdrozszy wulkan w Indonezji. Na ladzie nawet jak sa problemy to jest kilka rozwiazan, gdy cos zalezy od moich nog, nie ma zadnych problemow, ale gdy w gre wchodzi morze, nie mam duzych mozliwosci. Pozostalo jeszcze rano w porcie poczekac, ze moze ktos sie zjawi.
Wobec powyzszego przeszedlem sie po tym tzw. kurorcie wzdluz jednej drogi. Brzydko, syfiasto, wszedzie smieci, obskurne baraki przy plazy. Ale moze Indonezyjczykom wystarczy. Plaza waska ale dluga, po okolicy porozrzucane tzw. resorty. Pod wieczor poszedlem sie kapac. Czyniac to zaoferowano mi wypozyczenie deski surfingowej. A co mi tam. To nie jest raj dla surferow, ale co 6ta-7ma fala miala ze 3 metry wysokosci, pozostale byly nizsze. Dla mnie nie-surfera, wystarczylo. Po 150 upadku, wyciorany przez fale i dno sprawy zaczely zmierzac w dobrym kierunku. Niestety zapadla noc. Wnioski: na desce mozna sobie polamac nogi, rece, pozrywac wiazadla - przed fale, deske, dno. To wcale nie jest takie proste. Ale gdy sie potrafi bez watpienia przyjemne.
Nastal kolejny dzien, przed 8 bylem w porcie, zwanym tutaj dumnie i na wyrost marina. Pojawily sie 3 grupy, dwie francuskie na 2-dniowe wyjazdy, wiec nie bylo o czym mowic oraz ta ktora mi odmowila. Trzy indonezyjki, jeden indonezyjczyk, dwie francuzki - pracownicy chyba jakiejs firmy produkujacej papierosy. Na moja prosbe w odpowiedzi uslyszalem "ze nie znaczy nie", wrocilem wiec do wczesniejszych ustalen. Od godziny prowadzilem ostre targowania, bedac pewnym, ze to sie skonczy moja samotna podroza. Normalnie lodz 7-osobowa kosztuje 3,5mln (chociaz niektorzy zaczynaja z cenami od 5mln), z przewodnikiem i wyzywieniem drozej (oprocz tego 3 czlonkow zalogi). Mala 1-silnikowa lodz jest mozliwa nawet za 1,5mln rupii (dla przypomnienia 1 USD to 11 000 rupii). Jednak nie jest wstanie doplynac na wyspe podczas duzych fal, czestych tutaj. Tego dnia bardzo mocno wialo i fale byly potezne. Szkoda stracic zycie na takiej lodeczce. Trzecie rozwiazanie, lodka 4-osobowa, 2-silnikowa. 3mln. Skonczylo sie na 2,2mln. Lodz obslugiwaly dwie osoby. Czyli jesli jest 4-osobowa grupa to pojedzie za 550 000 od osoby. Bardzo dobra cena. Wode i jedzenie mozna kupic w sklepie, w Carita drozej niz w Jakarcie, przewodnik do niczego nie jest potrzebny. Miejscowi twierdza, ze lodz 7-osobowa spala na trasie 180-200 litrow paliwa po 7500 rupii/l.
Czas plyniecia to ok 90min, ale z powodu wiatru i duzych fal plynelismy 130min. Z daleka juz bylo widac dymiacy stozek. Z Carita jest 65km. Wszyscy koncza zwiedzanie wyspy na fragmencie starego krateru, ktory sluzy za punkt widokowy, a za nim jest troche lasu. Jesto to naturalna tama dla lawy podczas erupcji. Mnie oczywiscie takie rozwiazanie nie interesowalo, wiec udalem sie do krateru. Miejscowi mowili, ze nieduza erupcja byla miesiac temu, a ostatnia potezna, trwajaca pol roku w 2009 roku. Taka jak w 1883 nie jest wykluczona w przyszlosci. Na marginesie, wulkan jest rezerwatem.
Szczyt jest troche rozczlonkowany, duzo gazow, siarka. Przeszedlem przez dno krateru. Fumarole stopily mi spodnie w kilku miejscach. Super wulkan, najfajniejszy z dotychczasowych jakie odwiedzilem na tej wyprawie. Wulkaniczna wyspa, z dymiacym stozkiem, widoczne potoki zastyglej lawy. Jest to jeden z najaktywniejszych wulkanow Indonezji. Dwie godziny spedzilem na wulkanie, kiedy inni 30min. Jednodniowa statystyczna wycieczka wyglada tak: 30min na wulkanie, 30min lunch, 30min plywanie, powrot. Wejscie na szczyt umozliwily mi solidne buty, maska gazowa i gogle ochronne. Gazy sa tutaj wyjatkowo zrace. Gorac z nieba, gorac z wulkanu, nie ma czym oddychac, ale wulkan przepiekny. Pozniej oplynelismy cala wyspe i wulkan sie prezentuje fantastycznie. Warto bylo wydac 200USD na lodke. Do tego to ja bylem szefem i przewodnikiem, a to ma duze znaczenie co do programu wycieczki. Sam powrot dostarczyl tylko troche mniejszych emocji niz wulkan. Bardzo duze fale, "pan kapitan" mial nietega mine. Gora dol, przechyly, woda w srodku. plynelismy 2h30min. Swietny dzien, swietna wycieczka. Nastepnie szybko ojekiem z plecakiem do Labuhan. Ojekarz chcial 50tys rupii, ale drugi zgodzil sie za 20tys, to tylko 10km w koncu. Ledwo wsiadlem o 17:30 do ostatniego autobusu do Jakarty, gdy ten odjechal. Prymitywny, powolny.
Mialem nadzieje, ze w Jakarcie przespie sie kilka godzin przed wylotem. Szybko stracilem zludzenia. Autobus niecale 150km jechal 5,5h. Do tego byl drogi, 70tys rupii. Za dluzsza trase z Garut do Jakarty, klimatyzowanym autobusem, czesciowo platnymi drogami zaplacilem 42tys. O wiele gorszym z Labuhan znacznie wiecej. Czyzby sprzedawca biletow postanowil sobie dorobic?
Indonezyjczycy czasami mnie zdumiewaja. Korek. Stoimy w nim 75min, nie przejechalismy ani metra. Z przeciwleglej strony samochody jada caly czas bez problemow. I nikomu to nie przeszkadza, nikt sie nie dziwi - poza mna. Nie bylo ani wypadku ani robot drogowych. W Jakarcie sie okazalo, ze na autobus transjakarty nie mam co liczyc, z plecakami wpakowalem sie do bemo, a ostatni odcinek pokonalem taksowka. Trasa ktora znalem. Podalem taksowkarzowi dokladne miejsce, a on mimo to postanowil mnie obwiezc po okolicy. Protestowalem, on swoje. Dostal polowe ceny z taksometru, nie protestowal. Wybila polnoc. Zeby sie nie uzerac z taksowkarzami i liczyc na ich uczciwosc, juz wczesniej ustalilem kurs z wlascicielem hostelu, gdzie wczesniej spalem. Ruszylismy po pierwszej w nocy, cena 150tys rupii. Lotnisko jest daleko od centrum, sa platne drogi.
Od prawie 36-ciu godzin nic nie jadlem, nie mialem czasu. Liczylem, ze zjem na lotnisku. W koncu obsluguje blisko 60mln ludzi. Niestety miejsce skad odprawiani sa ludzie linii Sriwijaya Air nie posiadalo nawet najmniejszego baru. Dobrze ze na odprawie bezpieczenstwa pozwolono mi przejsc z duza cola w rece, z duza woda w plecaku i paczka ciastek pod pacha kupiona w biegu w Jakarcie (podczas lotow byly malutkie posilki). I tak nad ranem, po nieprzespanej nocy, ruszylem na wyspe Sulawesi z przesiadka w Surabayi. Organizacja lotnisk pozostawiala sporo do zyczenia - balagan, za wyjatkiem lotniska w Manado. Male, ledwie 2mln pasazerow rocznie, ale z rekawami, z shuttle busem. Wielki swiat jak na Indonezje, o czym w kolejnych wpisach.
Warto poczytac o sredniowiczenym krolestwie Sriwijaya z Sumatry, od ktorego nazwe wziela linia lotnicza.
Dygresje
Niektorzy podrozujacy po Indonezji radza zabrac sobie przescieradlo albo jakis lekki wklad do spiwora tylko ze bez spiwora - aby sie przykrywac. Dlaczego? Bo tutaj wynajmujac pokoje, zwlaszcza tansze, nie dostaje sie nic do przykrycia. Jak dla mnie nie ma potrzeby, jest tak goraco. Ale jezeli ktos zle sie czuje spiac nieprzykryty, to warto sie do tych rad zastosowac.
Ostatnio o tym znow rozmawialem, wiec napisze. Wsrod podroznikow, ludzi ktorzy miesiacami przemierzaja z plecakami rozne zakatki swiata, istnieje cos jak ranking narodow od ktorych na wyprawach trzymamy sie z daleka. Co do trzech nacji panuje zgoda, kogo unikac, co do pozostalych sa zdania podzielone. Te trzy nacje to Franzuci, Izraelczycy i Kitajce (Chiny/Japonia/Korea). Co do dwoch ostatnich problemy wynikaja z roznic kulturowych. Co do Francuzow, maja wiele paskudnych cech. Nie wyobrazam sobie siebie w grupie samych Francuzow, ale juz para Francuzow w grupie potrafi wszystkim napsuc krwi. W skrocie: sa strasznie wyniosli, najmadrzejsli, najlepsi, wyzsza ludzka rasa, do tego wiecznie widza problemy ktorych nie ma, maja pretensje, awanturuja sie, ma byc tak jak oni chca, inni sie nie licza. Sa najzwyczajniej niesympatyczni i do tego generalnie z beznadziejnym angielskim. Z beznadziejnymi pomyslami. Co nie znaczy, ze nie spotykam fajnych Franzucow, tacy od czasu do czasu tez sie trafiaja. Najbardziej lubie potyczki francusko-brytyjskie, nieraz z rekoczynami. Nie od dzis wiadomo, ze obie nacje nie przepadaja za soba.
Do czesci toalet w Indonezji wchodzi sie na boso. Zeby nie brudzic, a wszyscy tu chodza w japonkach i klapkach - wiec trwa to chwile. Chyba tylko ja nie lubie tego typu obuwia. Nawet gdybym lubial, nie wchodzilbym na boso do tutejszych toalet. Sa zazwyczaj na narciarza, czyli trzeba kucnac, nie ma papieru, jest woda albo z weza albo z naczynia. W efekcje siki i inne rzeczy sa porozlewane po calym pomieszczeniu. Moze Indonezyjczykom to nie przeszkadza, mnie owszem. Miejscowym sie nie dziwie, chodza w tych japonkach po totalnym syfie dzien w dzien, wiec jest im wszystko jedno.
Pozdrawiam
Gregor
Na zdjeciach: port rybacki w Carita, wulkan Anak Krakatau i wesola ekipa w autobusie do Jakarty.