Kota Kinabalu to stolica malezyjskiego stanu Sabah na Borneo. Duze miasto, liczace ponad 600 tys.mieszk., a aglomeracja ponad 900tys.mieszk. Dwukrotnie zniszczone podczas II wojny swiatowej, odbudowane. Nie ma tu prawie zabytkow, ale miasto jest na dobrym poziomie. Zamozne. Sa jakies wstawki nazwijmy je buszmenskimi, jak miejscowe bazary, dworzec autobusowy-dziurawe klepisko, w oklicy troche domow na palach, ale poza tym mozna sie poczuc niemal jak w Europie. Szklane wiezowce, hotele, apartamentowce, robudowane drogi, duzo sie buduje. Banki, restauracje, duzo dobrych samochodow. Gorzej z komunikacja publiczna. Jest niedroga, ale w porownaniu z Filipinami slabo zorganizowana. Po okolicy Kinabalu woza prymitywne busiki, po miescie mozna sie poruszac klimatyzowanym autobusem, o ile ktos jest bardzo cierpliwy, a miejscowi tacy wlasnie sa. Autobus z dworca-klepiska rusza dopiero gdy jest pelen, wylacznie z miejscami stojacymi. Nabralem sie na to zaraz po przyjezdzie. Pol godziny trwalo napelnianie autobusu. Potem na koniec centrum autobus jechal kolejne ponad 20min - swiatla, korki, ludzie powoli wsiadaja, wysiadaja, sprzedawanie biletow. Sek w tym ze centrum ma moze 2km dlgosci, w 50min, mozna go przejscie co namniej dwa razy. Podziwiam miejscowych luzdzi, ze chce im sie pol godziny czekac az utobus ruszy, by wysiasc 500m dalej na najblizszym przytanku, po kolejnych 10ciu minutach. Sorry za literowki, ale tradycyjnie pracuje na jakiejs topornej klawiaturze, zniszczonej przez miejcowych graczy.
Jesli jest grupa 3-4 osob to najwygodniej jest wynajac samochod, szybko, niezbyt drogo i wygodnie. Komunikacja publiczna jest wolna, dlugo sie czeka, nie dociera do wielu interesujacych miejsc, przesiadka moze trwac godzine lub dwie.
W samym centrum Kota Kinabalu nie ma plazy, ale jest kilka kilometrow dalej obok lotniska. Tylko nikt z niej nie korzysta i nikt sie w niej nie kapie, poza jakims zahodnim pojedynczym turysta. Powod – slonce tutejsze doslownie pali skore, a temperatura wody to 35 stopni Celsjusza a moze wiecej. Goraca zupa. Nasz Baltyk dla wielu jest za zimny, tutejsze morze dla miejscowych I dla turystow jest stanowczo za cieple.
Oprocz KK, okolicznych lasow tropikalnych i gory Kinabalu odwiedzilem w tym rejonie Park Lok Kawi, cos jak zoo, akwarium i jedyna w okolicy farme krokodyli kolo Tuaran. O ile do akwarium dotarlem busem, o tyle do dwoch pozostalych miejsc mialem pewne problemy z dotarciem. Na szczescie z pomoca przyszli mi miejscowi. Gdy dotarlem do miejscowosci Lok Kawi, do parku mialem jeszcze 5km pieszo i wiekszosc tej trasy tak pokonalem, ale ostatni kilometr podrzucil mnie chlopak na motorze. Z powrotem tez miejscowy chlopak poszedl specjalnie po samochod, by mnie zawiesc do Lok Kawi. Takze z Tuaran stopem dotarlem do farmy krokodyli, a to jakies 7km. powrotem zalapalem sie na busika, ale w tymze Tuaran, dowiedzialem sie, ze do KK koljny bus bedzie za godzine lub dwie. Ruszylem wiec piechota, to jakies 30km, by po kilometrze zlapac jakis bus jadacy wlasnie do KK. Po prostu tutaj trzeba sie troche nakombinowac. Ja tez w Polsce pomagam w takich sytuacjach, wiec ciesze sie, ze tutaj ktos pomogl mi.
Park Lok Kawi to interesujace miejsce, wstep 20RM, dodam od razu, ze na Borneo dla cudzoziemcow sa specjalne stawki, duzo wyzsze niz dla miejscowych. Ja wybralem sie tam ze wzgledu na orangutany i miejscowe malpy - zyjace w tych okolicach w lasach deszczowych. Jest tam jednak duzo wiecej zwierzat z Azji pd-wsch, jest tez maly ogrod btaniczny z miejscowa flora.
Akwarium jest ze 2-3km od centrum. Bylo w remoncie, ale i tak mi je pokazano. Szalu nie ma i nie bedzie nawet po reoncie. Szkoda czasu, po sasiedzku jest za to efektowna chinska swiatynia, zreszta w KK jest cala chinska dzelnica w centrum.
Farma krokodyli jest w kierunku na gore Kinabalu. Ponoc zyje w niej 5000 krokodyli, hoduje sie je na jedzenie i damskie torebki. Bilet 22RM, jest tez pare innych zwierzakow, ale krokodyle rzeczywiscie robia wrazenie, zreszta zyja w innych czesciach Borneo w naturze. Spotkalem sporo osob, ktore byly na wycieczkach, by je w tej naturze odnalezc, nie udalo im sie to, wiec dobrze, ze jest taka farma. Bylem w niej jednym cudzoziemcem, poza mna bylo kilku Malezyjczykow. W drodze powrotnej najadlem sie troche strachu. Ide droga szutrowa kolo farmy i nagle przebiega przede mna duze zwierze, ktore na pierwszy rzut oka wygladalo jak krokodyl. Byl to jednak miejscowy waran, ktory wskoczyl do bagna po drugiej stronie rzeki.
Tak na marginesie domy w zatoce na palach mozna tez zobaczyc w KK, niedaleko Sutera Harbour, nie trzeba jechac do stolicy Brunei. W samym KK nad woda jest kawalek deptaka, restauracje, bazar, port rybacki. Miejscami sporo smieci i srednie zapachy. W KK "nie lubia" matek z wozkami i niepelnosprawnych, chodniki czesto sa 2-30cm, a nawet 50cm nad jezdnia, fajna gimnastyka. Bedac w KK postanowilem poprobowac roznych owocow, w tym slynnego duriana, z ktorym mialem juz kiedys kontakt. Lupina to kolce, a w srodku jest smierdzacy owoc. W wielu miejscach publicznych jest zakaz jego spozywania. Jak dla mnie to on nie tylko smierdzi, ale do tego jest najzwyczajniej niesmaczny.
Kolejny przystanek to Indonezja, konkretnie Bali. Juz za kilka godzin. Bali bedzie dla mnie kilkukrotnie jedynie miejscem tranzytowym. Za duzo tam turystow, za malo atrakcji. Zreszta Australijczycy mowia, ze u nich wyjazd na Bali to obciach - syf, marne plaze i morze, nic ciekawego, mnostwo ludzi. Maja w Australii i w okolicach, takze w granicach Indonezji, znacznie lepsze miejsca na spedzanie wakacji. Bali to dziadostwo, slyszalem od nich wiele razy. Niedlugo sam sie przekonam.
Pozdrawiam
Gregor
Na zdjeciach: Kota Kinabalu – centrum, plaza, wieza zegarowa Atkinsona, port rybacki w centrum, jeden z dwoch najwiekszych meczetow, Park Lok Kawi, farma krokodyli kolo Tuaran, durian- te zielonawe owoce z kolcami i inny owoc o nieznanej mi nazwie ale o lepszym smaku.
Error