Zanim o wulkanie Taal, to trzeba do niego jakos dotrzec. z Bulusan jeepneyem dotarlem do Gubat, skad kolejnym do Sorsogon, a stamtad do Legazpi (wulkan Mayon jak zwykle byl w chmurach), gdzie zlapalem autobus do Manili. Chociaz moja wysiadka miala nastapic wczesniej w niejakim St. Tomas. Autobus do tego miejsca jechal 13 godzin. Nie ma sie jednak co dziwic, jak co chwile ktos wsiadal, ktos wysiadal, do tego kierowca co chwile wpuszczal sprzedawcow jedzenia i roznych dupereli. Czym dalej, tym bardziej denerwowali sie, ze nikt nic nie kupuje, tylko zapomnieli o jednym. Przed nimi takich jak oni bylo juz kilkadziesiat. Ci co mieli cos kupic, juz kupili. Kierowca - milosnik muzyki zachodniej z przed kilkudziesieciu lat katowal nas nia przez caly dzien i noc sprawdzajac moc glosnikow w autobusie.
o 2:30 wysadzono mnie na jakims koncu swiata. Tubylcy twierdza, ze cos mi sie pomylilo, ale nic z tych rzeczy. Chyba. Po godzinie czekania jeepneyem dotarlem do Tanaunam, skad po ponad godzinie kolejnym jeepenyem do Talisay. Tam znalazlem jakis nocleg. Bylo po 6:00 rano. Dwie godziny snu i postanowilem wybrac sie na wulkan Taal. Tylko jak zwykle bylem sam. Ostatecznie dopchalem sie do grupy 7 Japonczykow kosmicznie ubranych jakby wlasnie lecieli na marsa. Oni mieli wynajeta lodke, wiec moglem dostac sie na wyspe, gdzie jest wulkan Taal. Japonczcy, Chinczycy, Francuzi, mieszkancy krajow hiszpansko i portugalsko jezycznych, slabo sobie radza z angielskim, dlatego czesto wynajmuja przewodnikow-tlumaczy. Tak bylo i tym razem.
Wulkan Taal lezy na wyspie Luzon, na tejze wyspie jakies 60km na poludnie od Manili jest jezioro Taal. A na tym jeziorze duza wyspa (i kilka mniejszych). Na tej wyspie jest kilka kraterow w tym wulkanu Taal, z tymze krater jest jeziorem, a na nim jest malutka wysepka. Takie to troche pokrecone. Wulkan Taal liczy ok. 300m n.p.m. Ostatni raz wybuchl w latach 70-tych ubieglego wieku i erupcje z lat 60- i 70-tych pochlonely sporo tysiecy ofiar. Dzisiaj wulkan wyglada niewinnie, prosniety jest dzungla. Jedynie miejscami wylaniaja sie skaly wulkaniczne, a w kilku miejscach widac tez niewielkie fumarole.
Po 20-tu minutach lodzia dotarlismy na wyspe. Stad 40 minut marszu na skraj krateru. A tam - po przyplynieciu - od razu napadli mnie wlasciciele koni i przewodnicy. Generalnie kazda wykupiona wycieczka obejmuje lodz i pokonanie trasy na koniach. Co oczywiscie slono kosztuje. Wole sobie indywidualnie organizowac zwiedzanie. Po diabli mi jakis kon, czy przewodnik. 40 minut spaceru, szeroka sciezka. Zreszta najciekawszy fragment, kilka fumaroli, jest przy sciezce, a kon sie nie zatrzymuje. Zapach siarkowodoru, temperatura 100 stopni Celsjusza, troche siarki. Samo jezioro w kraterze jest spokojne. Nad kraterem sa sklepiki i nagabywacze roznych towarow i uslug. O tego konia pytano mnie z 50 razy. Cala wycieczka zajela 2-2h30min. Niczego sie specjalnego po Taal nie spodziewalem, ale generalnie strata czasu i pieniedzy. Do tego skwar, slaba przejrzystosc powietrza i nic ciekawego. Lecz jak to zwykle bywa, trzeba cos zobaczy, by ocenic.
Rozumiem jednak doskonale popularnosc tej wycieczki. Bardzo blisko Manili, nie trzeba chodzic, wszedzie dowioza, a to turysci lubia. Zwlaszcza z bogatych krajow. Zrobia wszystko by nie ruszac nogami. Dlatego wszyscy jechali na koniach, z przerazeniem w oczach, ze zaraz spadna, ze niewygodnie, kiedy ja szybciej dotarlem nad krater niz Japonczycy ktorym towarzyszylem. W druga strone bylo podobnie. Oprocz nas bylo jeszcze kilka grup Japonczykow, Brytyjczycy i Australijczycy.
Podrozujac po swiecie obserwuje tendencje do duzego wzrostu cen w krajach, ktore uchodzily za tanie i do poszukiwania nowych pomyslow jak zrobic bialasow i skosnych w konia. Po pierwsze oni sie nie targuja, przez co lokalsi testuja granice wytrzymalosci. Turysci z dalekich krajow za usluge warta 10USD placa 50USD, to moze zaplaca tez 70 a moze i 100USD. I placa. Coraz bardziej narzekaja, ze drozej niz u nich w kraju, ale placa, w koncu pol swiata przejechali. Inny sposob jest taki. Kiedys zazwyczaj podawano pelna cene danej wycieczki. Na przyklad, 3 dni w parku Chitwan w Nepalu z przejazdem z Katmandu za 130USD. Cena w porzadku. Ale przeciez turystow mozna bardziej wydoic. Dlatego na swiecie coraz czesciej robi sie tak. Nie podaje sie pelnej ceny, tylko kaze placic czastkowo, etapami. Na przykladzie jeziora Taal, od osoby. Transport z Manili i z powrotem nad jezioro 1000peso, lodz tam i z powrotem 1000peso, wynajecie konia w dwie strony 500 peso, wynajecie dodatkowo przewodnika na grupe, powiedzmy ze 100 peso od osoby, mini lunch 500 peso, tandenty pokaz miejscowych tancow 500 peso od osoby. Razem 3600 peso (1USD = 43peso). Gdy Australijczycy to przy mnie zliczyli, to chwycili sie za glowe ile zaplacili za ta baziewna wycieczke - to ich slowa - nie jest warta nawet polowy tego. Lecz placac kazdemu z osobna nie zauwazyli, ze zbiera sie spora sumka. A to wcale nie najjaskrawszy przyklad. Nie wiem czemu turysci nie potrafia mowic "nie", targowac sie, stawiac warunki, tylko placa ile im sie kaze. Tubylcy sie jednak na tym kiedys przejada, tak wywinduja ceny, ze w pewnym momencie, na Filipiny chocby, nie bedzie stac ani Japonczykow, Australijczykow, Amerykanow ani Europejczykow. Co bedzie ze szkoda dla wszystkich.
Kolejnego dnia postanowilem pozostac nad jeziorem, uzupelnic bloga i wybrac sie do miasteczka reklamowanego przez przewodniki i miejscowych. Jako przeciwienstwo nieciekawej stolicy Manili. Nazywa sieTagaytay, jest polozone w gorach z widokiem na jezioro Taal. Filipinskie miasteczka maja swoj specyficzny klimat, ale nie sa atrakcyjne. I Tagaytay niczym sie nie rozni od innych. Jesli jest ono lepsze od Manili, to strach jechac do filipinskiej stolicy. Tagaytay to poprostu bajzel, bezlad architektoniczny, brak chodnikow, chaotyczny ruch na ulicach, swiatowe i miejscowe fastfoody w tym starbucks z widokiem na jezioro oraz mnostwo nagabywaczy na wycieczke do wulkanu Taal (najlepsza cena specjalnie dla mnie, "Amerykanina"). To wszystko. Kompletna strata czasu.
Przede mna ostatni punkt na Filipinach - stolica Manila.
Dygresje.
Ponoc minimalna dzienna stawka dla pracownika to 480 peso (1 USD = 43peso)
Mrowki. We wszystkich pokojach na Filipinach mam mrowiska. Wychodza tysiacami z roznych dziur. Zazwyczaj male czerwone. Poczatkowo probowalem zaklejac te otwory tasma, ale walke za kazdym razem przegrywalem, pozostalo mi sie z nimi zaprzyjaznic, tak samo jak z roznym innym robactwem, ktore mieszkalo ze mna, nie partycypujac w kosztach wynajmu.
Z prysznicami tez bywa roznie, bez wzgledu czy sa w pokoju czy nie. Czesto jest tylko kran, wiadro i male wiaderko z uchwytem. Do duzego wiadra nalewamy wode - zbiornik wodny, a za pomoca malego sie polewamy - prysznic. Ale drogie hotele z lepsza infrastruktura tez tutaj sa gdyby ktos pytal.
Samochody. Kroluja japonskie i koreanskie, zwlaszcza terenowe - w koncu te kraje sa niedaleko stad. Salonow tez jest najwiecej tychze marek.
Pokoj dwuosobowy tutaj, to najczesniej pokoj z jednym wiekszym lozkiem - na dwie osoby.
Fastfoody. Zadziwiajaco jest tutaj wszedzie duzo zachodnich fastfoodow. Miejscowych sieciowek tez jest sporo, ale mcdonaldsy, kfc, pizze hut, starbucksy, sa na takich wioskach, ze nigdy bym nie pomyslal. Przy stacjach benzynowych nieraz sa jeden obok drugiego.
W Bulusan w rogu korytarzy w domu gdzie spalem gniazdowaly jakies dziwne ptaki, w taki sam sposob jak nietoprze, moze to byla jakas miejscowa odmiana.
Co ciekawe w zadnym tutejszym sklepie nie widzialem czekolady. Ewentualnie jakies male czekoladki. Malo tez tutaj owocow. Obecnie dominuja banany, ananasy i kokosy, arbuzy widzialem raz.
Juz chyba o tym pisalem, ale z wielu domow dobiega tutaj muzyka - ktora bardzo lubia Filipinczycy. Z innych kwestii kroluja tutaj ciagle telewizory z kineskopem, za to smartfony i tablety sa powszechne. Wioska zabita dechami, obskurny sklepik, a chlopak-sprzedawca bawi sie tabletem. To nierzadki obrazek. Nie brakuje kawiarenek internetowych, godzina kosztuje na ogol 10-15 peso.
Ponoc Legazpi podczas pielgrzymki kiedys odwiedzil Jan Pawel II.
Sande - moj przwodnik na Bulusan ze swoich 750 peso wynagrodzenia musi sie rozliczac z innymi podmiotami, dlatego zostaje mu tylko czesc. Czyli podobnie jak z wynajeciem samochodu na Pinatubo - kierowcy zostaje tylko czescie.
pozdrawiam z Manili
Gregor
Na zdjeciach: jezioro Taal, fumarole i turysci na koniach.
Error