Wulkan (kompleks wulkaniczny) Santiago – Masaya, bardziej znany pod powszechnie używaną drugą nazwą, jest jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie można zawsze zobaczyć płynną lawę w jednym z kraterów. I to taką w postaci szalejących fal, aczkolwiek hen daleko w dole krateru.
Z pod wulkanu Concepcion szybko dostałem się do miasta Masaya, prom 1h15min (50 cordoba), z przystani od razu autobus do Managua przez Masaya (75 cordoba i ok. 90min jazdy). Przechodzili przez niego sprzedawcy, więc można było się zaopatrzyć w jedzenie. Masaya to niezbyt ciekawe miasto, co tutaj jest standardem. Jest też świetnym przykładem, że nie potrafi wykorzystać swojego wulkanu ani jeziora pod nim o tej samej nazwie. Prawie wszyscy przyjeżdżają na wulkan z Granady albo z Managuy, które są w pobliżu. Mnie ucieszyło, że znikli turyści. Kilka bladych twarzy spotkałem przez cały dzień spacerów po mieście. W którym pełno sklepów z ciuchami, ale spożywczaka czasami znaleźć niełatwo, a lody jeszcze trudniej. A one, obok owoców i coli, to mój codzienny jadłospis.Czasami uzupełniony kurczakiem. Fastfoodów tutaj również pełno, ale pojawia się na ulicy lokalne jedzenie, co cieszy – tacos, szaszłyki.
Jako że Masaya jest parkiem narodowym, dostęp do niego jest bardzo reglamentowany. Od szerokiego otwarcia dla turystyki sporo lat temu, do absolutnego minimum dostępności – obecnie. Ludzie mogą przebywać tylko przy parkingu, który jest nowy, jak i droga.
Właściciel hostelu California, w którym się zatrzymałem, znał dobrze angielski, bo 10 lat pracował w Kanadzie, jeszcze lepiej znał francuski, bo więcej lat spędził we Francji. Jego syn, około pełnoletni, po angielsku czy francusku – kompletne zero. Gdyby przez rok nauczył się 360 słówek, mógłby w każdej podstawowej sprawie się porozumieć z anglojęzycznym rozmówcą. Ale się nie chce. W każdym bądź razie, zamówiłem sobie tatę jako kierowcę na oglądanie wieczorne wulkanu.
Chciałem zobaczyć go i za dnia i w nocy, jednym ciągiem, ale się nie da. Bo park otwierają o 8:00 czy 9:00, zamykają około 16:00, otwierają ponownie około 17:00 i zamykają całkowicie o 19:30. Nad kraterem można przebywać maksymalnie 15 minut, a na parkingu może być maksymalnie 60 osób, jak jest więcej, czekają w kolejce kilka kilometrów wcześniej. Na szczęście jadąc na samą końcówkę, było pusto, kilkanaście osób. Dzięki temu miałem 45 minut na spokojne oglądanie lawy, zanim strażnik mnie odgonił od kamiennego płotu. Za kurs płaciłem mojemu kierowcy po 20USD, a bilet wjazdowy kosztuje 10USD, za dnia 100 cordoba, bo wtedy lawy nie widać. Postanowiłem tutaj wrócić jeszcze dwa razy dnia następnego. Z nad wulkanu Masaya cały czas unoszą się kłęby toksycznych gazów, widać je świetnie choćby z miasta o tej samej nazwie. Rzadko nadciągają nad parking. Turyści oczywiście przygotowani nie są na takie atrakcje.
Masaya – Santiago kompleks wulkaniczny jest bardzo ciekawy geologicznie, bo ma cechy kaldery, ale też wulkanu tarczowego. Krater w którym obserwuje się lawę, nosi nazwę Santiago i jest częścią jednego wielkiego krateru w ramach którego wyodrębnia się trzy jednostki. Oprócz wspomnianej, Nindiri Crater i San Pedro Crater. Obok jest wygasły duży krater – San Fernando. Lawa w Santiago była kiedyś dużo wyżej, ale i obecnie to ciekawe miejsce do podziwiania aktywności wulkanicznej. Sporadycznie wypływa z wulkanu, ostatni raz w 1772 roku. Za to częściej dochodzi do wybuchów, część aktywna wulkanu Masaya podlega ciągłym zmianom. Wysokości nad poziom morza dochodzą do 630m, podczas moich wędrówek działałem do 600m.
Kolejnego dnia o poranku stawiłem się w parku z nadzieją, że pozwolą podejść mi pod wygasły krater San Fernando. Jest 5 min asfaltem od parkingu. Jak na dłoni, w dużo bezpieczniejszym miejscu niż aktywny krater. Ale strażnik, że nie ma mowy, trzeba mieć specjalne pozwolenie. Mówi jednak ważną rzecz, że obok pracują wulkanolodzy z UK i z USA. Gdyby oni mnie dołączyli do swojej grupy, mógłbym się tam dostać. Zagadałem, przyjęli mnie bez problemów. Tutaj wielkie podziękowania dla profesor Hazel Rymer z Open University w Wielkiej Brytanii. Nie robiła żadnych przeszkód, bardzo sympatyczna, dala mi swobodę i jeszcze przekazała sporo ciekawych informacji. Żywo zainteresowała się moim projektem 100 wulkanów. Jego skala i dotychczasowe efekty wywarły na niej i pozostałych spore wrażenie. Poprosiła o zdjęcia z kilku miejsc. Wraz z nią byli też nestorzy, którzy działali tutaj kilkadziesiąt lat temu. Ode mnie dowiedzieli się, że te wszystkie miejsca, które przez kilka godzin odwiedzaliśmy przy kraterach, są niedostępne dla turystów. Kiedyś były. Wszyscy przyznali, że zamykanie ścieżek, dróg na Masaya - to głupota. Byli zszokowani, że nie można podejść pod zarośnięty krater San Fernando. Czy do jaskini, którą odwiedziliśmy pod koniec, od drugiej strony aktywnego krateru. Zachowały się nawet do niej betonowe schody. To wszystko kiedyś było bezpieczne, a nagle przestało? Ponoć jakiś prezydent pozamykał. Zawsze to samo. Jakiemuś kretynowi naród dał władzę, którą wykorzystuje nie tam gdzie powinien.
Miałem wielkie szczęście, bo widziałem krater z różnych stron, w tym z przeciwległej, w stosunku do parkingu, Byłem nad San Fernando, w efektownej jaskini wulkanicznej. Wysoka, szeroka, z małymi stalaktytami lawy, powstałymi, gdy zastygała. Pełna nietoperzy. Do tego spotkaliśmy ogromną iguanę.
Ekipa robiła dokumentację fotograficzną i badała grawitację, porównując z wcześniejszymi pomiarami. Czyli jak przepływy lawy ją zmieniają. Lokalni naukowcy nie interesowali się pracami, choć byli bardzo sympatyczni. Wielką ciekawostką po drugiej stronie krateru, gdzie częściej wieje wiatr i opadają gazy z drobinkami materiału piroklastycznego, była delikatna pajęczyna na ziemi, złożona ze szkła wulkanicznego. Pani profesor stwierdziła, że to niezwykle rzadkie zjawisko. Kilka razy je widziałem, ale nie na tak dużą skalę. Pełno skrzyżowanych ze sobą w różnych konfiguracjach czarnych świecących nitek. To szkło wulkaniczne nie jest niczym innym jak rodzajem lawy, istnieje dla niego nazwa – Włosy Pele (hawajskiej bogini wulkanów). Występuje na bardzo aktywnych wulkanach.
Pani profesor przyznała, że oni też muszą starać się o pozwolenia i wcale nie jest to łatwe i szybkie. Rozmawialiśmy o wulkanach Kostaryki. Wszyscy orzekli, że zamykanie tamtejszych wulkanów, zwłaszcza Poas, to głupota. I to jest piękna historia. Lokalne władze zamykają wulkany, ograniczają do nich dostęp. A wulkanolodzy z uznanych ośrodków naukowych mówią, że to głupota i wulkany powinny być pootwierane. Ale czy takiego prezydenta Nikaraguy czy Kostaryki interesuje zdanie naukowców? Nie. Oni lubią pokazać, że mogą zamknąć, bo taką mają ochotę.
Pół dnia spędziłem na wulkanie Masaya, mój kierowca już dawno odjechał i bardzo dobrze. Bez problemów dostałem się do granic parku i do miasta. By wieczorem wrócić na kolejne oglądanie lawy. Tym razem było sporo ludzi, oczekiwanie na wjazd, ale i tak przeciągnąłem wszystko do pół godziny.
Trzy wizyty na wulkanie, w tym kluczowa w dzień, która pozwoliła mi zobaczyć niedostępne obecnie miejsca, pozwala śmiało włączyć wulkan Masaya do głównej tabeli Projektu 100 Wulkanów. Właściciel mojego hostelu, który był setki razy na nim, gość pewnie dobrze około 60-tki, zazdrościł mi, bo sam nigdy tych miejsc nie widział. Gdy go zapytałem, dlaczego tak skrajnie reglamentują dostęp do wulkanu, bo kiedyś była duża swoboda, odpowiedział: bo teraz jest park narodowy. I to jest kwintesencja tego o czym piszę podczas tej wyprawy. Po to tworzy się parki narodowe na wulkanach, by zamykać do nich dostęp albo maksymalnie utrudnić i ograniczyć. To ani potrzebne ani mądre.
Dodam, że w drodze pod Masaya, już na terenie parku, jest małe muzeum, które opowiada o wulkanach, geologii, badaczach tych terenów, znalezionych zabytkowych przedmiotach, faunie i florze. Można na chwilę się zatrzymać.
Informacje praktyczne: Hostal Kalifornia, w którym się zatrzymałem, to proste miejsce noclegowe, które dominują w Nikaragui, prywatne małe pokoje kosztowały po 10-15USD.
Na zdjęciach: miasto Masaya i widoczny z niego wulkan z wraz z jeziorem Masaya. Kompleks wulkaniczny Masaya – Santiago, dzień i w nocy. Na jednym ze zdjęć jest profesor Hazel, jaskinia wulkaniczna, iguana i „włosy Pele”, jak również parking przy kraterze. Ponadto zarośnięty krater San Fernando i pole lawy z 1772 roku.
Error