Po Gdyni przyszedł czas na Sopot. Spacer po Monciaku (ul. Bohaterów Monte Casino) i sąsiednich ulicach, gdzie sporo ładnych willi. Na Monciaku najbardziej znany jest obecnie trochę kiczowaty, ale bardzo charakterystyczny Krzywy Domek. Nie zabrakło też oczywiście najdłuższego drewnianego molo w Europie (ponad 500m), plaży nad Zatoką Gdańską z widokiem na Grand Hotel. Sopot o tej porze roku to świetna sprawa. Nie lubię tłumów, dlatego w lecie takie miejsca staram się omijać. W marcu Sopot to bardzo sympatyczne i spokojne miejsce, a wejście na molo jest jeszcze bezpłatne. Dobrze widać z niego Klif Orłowski, o którym pisałem w poprzednim poście.
Następnie SKM-ką szybko dostałem się do Gdańskiej Oliwy. Nie tylko by zobaczyć słynna katedrę i organy, ale przede wszystkim, by przejść się po parku. Dawno mnie tu nie było. Park Oliwski, bardzo zadbany, bogaty w wodę – stawy, potok, nawet wodospad, to niezwykle nastrojowe miejsce.
Ostatni przystanek to centrum Gdańska. Odjazd autobusu na Śląsk był coraz bliżej, więc starczyło czasu tylko na spacer koło Stoczni Gdańskiej i Pomnika Poległych Stoczniowców 1970, za którym stawiany jest efektowny gmach Europejskiego Centrum Solidarności. Budowa zbliża się do końca a budynek robi wrażenie. Elewacja z blachy, co pewnie ma nawiązywać do tej używane przy budowie statków, to bardzo dobry pomysł. Sam gmach trochę przypomina kadłub statku.
Potem przyszedł czas na Stare Miasto i cudowne uliczki. Uwielbiam ulicę Długą i Długi Targ – piesze trakty. Ale okoliczne też są godne uwagi (np. Chlebnicka czy Mariacka), choć nieraz dosyć zaniedbane jeszcze. Nie wiem jak to się dzieje, ale gdy jestem przed Dworem Artusa, to jak dobrze pamiętam, zawsze przed nim są jakieś rusztowania. Nie inaczej było i tym razem. Za to fontanna Neptuna niczym zasłonięta nie była. O tej porze roku po Gdańsku również spacerowało się bardzo przyjemnie. Nie było tłumów, ale trochę turystów spotkałem – z krajów skandynawskich i z Rosji. Słyszałem język francuski i niemiecki.
Spacer Długim Pobrzeżem też obyłem, to tutaj stoi słynny zabytkowy muzealny Żuraw a prawie naprzeciwko statek-muzeum Sołdek – masowiec o napędzie parowym. Lata mijają ale Wyspa Spichrzów na Motławie jak straszyła brakiem zagospodarowania, tak straszny nadal. Niby widać, że coś się tam dzieje, że coś tam wybudują, ale efekty ciągle są mizerne. To wstyd, żeby w tak reprezentacyjnej części Gdańska było coś takiego. Sąsiednia wyspa Ołowianka prezentuje się lepiej. Na koniec spaceru nie zabrakło Bazyliki Mariackiej (największego ceglanego kościoła na świecie), baszt i Ratusza staromiejskiego.
Z innej „beczki” - mało osób wie, ale na terenie Gdańska, które liczy ponad 450 tys. mieszkańców, istnieją znaczne różnice wzniesień. Od ponad metrowej depresji do 180m wysokości nad poziom morza. Na przykład Bytom, w którym się miałem znaleźć w nocy już następnego dnia, położony jest na Wyżynie Śląskiej, w terenie pagórkowatym, posiada różnicę wzniesień rzędu 80m, Gdańsk położony na nizinie, nad morzem - ponad 180m.
To by było na tyle z wycieczki do Trójmiasta, ale w kolejnym wpisie zaprezentuję porcję zdjęć-ciekawostek z tego wyjazdu.
Na zdjęciach:
1) Gdańsk – ul. Długi Targ.
2) Gdański zabytkowy Żuraw.
3) Krzywy Domek na Monciaku w Sopocie.
4) Sopockie molo.
5) Grand Hotel w Sopocie.
6) Stocznia Gdańska.
Error