Blog

Blog

HAWAJE EUROPY – ISLANDIA - pożegnanie

Drobne pamiątki z Islandii - czapka i magnes.
6 czerwca, dzień 15. Samolot linii Germanwings z Keflaviku do Dusseldorfu punktualnie wystartował o 00:50. Jest to tania linia należąca do Lufthansy. Obie mają wspólny system rezerwacyjny. Mogłem lecieć o szóstej rano Lufthansą bezpośrednio do Frankfurtu, zamiast dotrzeć do tego miasta przez Dusseldorf, lecz nie chcąc zarywać całej nocy, miałem okazję trzy godziny zdrzemnąć się w samolocie. Minusem Germanwingsa był serwis pokładowy. O ile większa "siostra" oferuje normalny posiłek na takiej trasie jak ta, o tyle ta mniejsza, mikro kanapkę i coś do picia. Lot trwał 3 godziny 20 minut, po przesunięciu zegarka o dwie godziny, była 6:00 z groszami.

Germanwings pod koniec marca 2015 "zaliczył" jedną z najbardziej dramatycznych katastrof lotniczych w historii lotnictwa. Drugi pilot, Andreas Lubitz, mający problemy psychiczne, popełnił zbiorowe samobójstwo. Rozbił samolot wysoko we francuskich Alpach, zginęło 150 osób (wszyscy na pokładzie). Samolot leciał z Barcelony do Dusseldorfu. Mój lot kończył się w tym samym mieście, tym samym modelem samolotu - Airbusem A320. Chociaż pierwszy pilot feralnego lotu 9525, próbował przy pomocy toporka ratunkowego, dostać się do kokpitu, nie miał szans, bo drzwi zgodnie z wytycznymi zabezpieczone były antyterrorystycznie, gdyż nikt nie przewidział tego, że pilot roztrzaska samolot. Według nowych wytycznych, w kabinie pilotów, muszą przebywać zawsze co najmniej dwie osoby.

Kolejny lot do Frankfurtu miałem za ponad 3 godziny, Lufthansą. Po wylądowaniu spojrzałem na tablicę odlotów, przy moim locie widniał radosny napis: cancelled (odwołany). Chwilę później otrzymałem smsa z tą samą informacją. Lecąc na Islandię wymaltretowało mnie katowickie lotnisko, w drodze powrotnej postanowiła uczynić podobnie Lufthansa. Wielkie dzięki. Wiecznie jakieś jaja z tymi samolotami i lotniskami. Ponad sto lat od wymyślenia lotnictwa pasażerskiego jest najwyższy czas, by usprawnić szybkie przemieszczanie się i uczynić bardziej przyjazne pasażerom. Wypadałoby się przesiąść z samolotów na coś lepszego i szybszego, a odprawy przyśpieszyć przynajmniej kilkukrotnie oraz zdecydowani uprościć. Niestety, na razie nie widać światełka w tunelu w tym temacie.

Udałem się do service center Lufthansy ("okienko" nr 1) i stanąłem do kolejki. Gdy dostałem się do stanowiska obsługi po jakimś kwadransie usłyszałem, że mam udać się do beltu (taśmy/karuzeli bagażowej), po bagaż i wrócić do nich. Zszedłem piętro niżej do hali z beltami (2). Tam gdzie miał zostać dostarczony mój plecak i innych "szczęśliwców" zmierzających do Frankfurtu, nic nie było. Poszedłem do człowieka od beltów (3) i tłumaczę o co chodzi. On mnie kieruje do informacji Lufthansy na końcu hali, gdzie się udaję (4). Stamtąd kierują mnie z powrotem na górę, ale muszę wyjść z części tranzytowej do hali odlotów. Znajduję ticket office Lufthansy, ustawiam się w kolejce (5). Kolejny kwadrans w plecy. Kobieta przebukowuje mój bilet na późniejszy lot, ale nie ma możliwości jego wydruku. Mam przejść na drugi koniec hali do innego punktu obsługi Lufthansy, tam mi wydrukują (6). Znowu kolejka, drukują oraz informują, że mam zejść do beltu nr 1, odebrać bagaż. Schodzę na dół, ale nie mogę przedostać się do hali beltów. Sprzątaczka władająca angielskim i dobrze poinformowana, kieruje mnie na koniec korytarza do punktu informacji Lufthansy przy beltach (7). Tłumaczę jaka jest sytuacja, otwierają mi specjalne przejście i mogę wejść do hali. Dotarłem do taśmy nr 1 (8). Leży koło niej trochę bagaży, w tym mój. Solidnie zapakowany plecak w worku transportowym muszę wypakować, by założyć na plecy. Wracam na górę do punktu odwiedzin nr 6 (ale to moje "okienko" nr 9). Chwilę stoję w kolejce i nadaję od nowa bagaż. Dostaję nowy bilet bagażowy. Muszę przejść ponowną kontrolę bezpieczeństwa (10). Na szczęcie nie ma kolejki, strefa kontroli rozbudowana, obsługa miła i nie upierdliwa. Poszło bardzo sprawnie. Pozostało czekać na lot.

Jeśli tak ma wyglądać niemiecka organizacja pracy, to współczuję. W tej historii przede wszystkim sobie. Dwie godziny zajęła ta cała operacja i pokonałem odległości liczone w kilometrach.

Zamiast o 8:30, miałem wylecieć od 10:20. Jako powód odwołania lotu podano silnie burze nad Frankfurtem. Lotów odwołanych było więcej. Lufthansą targają ostatnio strajki, obawiałem się tego, burz które mnie uziemią, nie. Z Frankfurtu do Katowic miałem odlecieć zgodnie z planem o 12:35. Duże lotnisko w Dusseldorfie obsługujące 20kilka mln pasażerów rocznie, świeciło pustkami. Było miło oraz przestronnie. I gorąco, na zewnątrz 30 stopni Celsjusza. Islandia żegnała mnie standardowo, temperaturą poniżej 10 stopni, ze względu na limity bagażowe, ubrany byłem na warunki islandzkie. Przed 10:00 pojawiła się informacja, że lot został przesunięty na 10:45. Wobec tego poszedłem na śniadanie. Jedzenie na lotniskach jest koszmarnie drogie, ale po islandzkich cenach, wydawało się tanie. Za kiełbasę na ciepło i dobrą kawę kilkanaście euro - jak za darmo. Takie odczucie. Minęła 10:45, nikt nic nie wie. Co dalej? Kolejny termin, to 11:00, a później 11:30. Już wiem, że nie zdążę na samolot z Frankfurtu o 12:35. Po praktycznie nieprzespanej nocy nie tryska się energią, Lufthansa okazała się słabo zorganizowana i nie wysiliła się, by dać jakiś voucher na posiłek, co robią dobre linie w takich przypadkach. Ekspresy do bezpłatnej kawy przy gate`ach stały, ale kawy nie dawały - przypadek czy standard? Nowy termin wylotu: 12:45. Męczące są takie historie, ale najbardziej mi przeszkadzało, że nie mogę zdjąć butów, w których jestem od ponad doby. W mokrych butach. One na tym wyjeździe notorycznie były mokre i nie miałem okazji ich wysuszyć. Efekt, strasznie się zaśmierdziały. Nie chciałem innym zaserwować takich zapachów, więc się męczyłem w dużych trekkingowych butach.

12:45 okazała się właściwą godzinę, a lot bardzo krótki, 40 minut. Lufthansa nie dała ani łyka wody czy mikro kanapki. Zamiast lądować w Katowicach, planowo po 14:00, dotarłem do Frankfurtu nad Menem. Potężnego lotniska obsługującego 60mln pasażerów. W samolocie poinformowano, że mój lot do Katowic przełożono na 16:40 (rebooked). Pewności jednak nie mam. Udaję się do punktu serwisowego Lufthansy i staję w długiej kolejce. Gdy nadchodzi moja kolej, jedyny obsługujący punkt pracownik, nie może wydrukować biletu, ale informuje, że pewnie jest tak jak powiedziano w samolocie, mam udać się do bramki na drugim końcu lotniska. W przypadku takiego molocha zajmuje to sporo czasu. Przy bramce nie ma żadnego pracownika, idę do innej, obsługującej inny lot. Tam mi drukują nową kartę pokładową. Mam prawie dwie godziny do wylotu. Idę na obiad. Miał być domowy, jest lotniskowy. Samolot odjechał od rękawa przed 17:00 i długo się wlókł na właściwą drogę startową. Sam lot trwał 65 minut. Na pokładzie zaserwowano mini kanapkę i coś do picia. Nie dziwiłoby to, gdyby nie fakt, że wielu pasażerów utkwiło na różnych niemieckich lotniskach rano i podróż opóźniła się w wielu przypadkach o 4-6 godzin. Lufthansa tym samym zmusiła podróżnych do nieplanowanych wydatków, nie dając nic od siebie. Przeprosinami za opóźnienie człowiek się nie naje. To wszystko nieważne, lecę do domu. Był moment, kiedy mój powrót tego dnia stał się wątpliwy. Obawiałem się o plecak, ale nie zaginął, dotarł do Katowic. Nie tak dawno wylatując z londyńskiego Heathrow polskim LOT-em zgubiono mój bagaż i miałem przez to sporo problemów. Nie chciałbym przerabiać podobnej historii drugi raz w ciągu jednego roku.

Wylatując na Islandię  z Katowic, samolot korzystał ze starej drogi startowej, dosyć dziurawej. Lądowałem już na nowej, dłuższej. Starą przekształcono w drogę kołowania. Ta inwestycja była bardzo potrzebna lotnisku. Zdziwiło mnie tylko, że lądowanie na nowej betonowej drodze odczuciami nie różniło się od starej. Tak samo trzęsło, jakby były nierówności.

Katowice-Pyrzowice przywitały mnie koszmarnym upałem. Niedawno chodziłem po lodowcach i nagle przeniosłem się w tropiki. Po wyjściu z samolotu na płytę postojową uderzyła fala gorącego powietrza. Nie lepiej było wewnątrz lotniska. O ile w Dusseldorfie była wielka hala z taśmami do odbioru bagaży, pewnie jedna z kilku, o tyle w Katowicach wpuszczono nas do niewielkiego pomieszczenia. Niektórzy mają większe salony w domach. A w nim dwie malutkie taśmy bagażowe. Przy jednej tłum ludzi, przy drugiej ustawili się pasażerowie mojego lotu. Gorąco, straszny ścisk. Między taśmami znajdowały sie wózki transportowe, ale żeby z nich skorzystać, trzeba było je przenieść nad głowami pasażerów albo przeprosić dziesiątki osób. Masakra. Ludzie się wściekali. To pomieszczenie w terminalu B jest za małe do obsługi pasażerów jednego lotu, a co dopiero dwóch.

Choć samolot znajdował sie mniej niż sto metrów od niego, upłynęło ze dwadzieścia minut zanim taśma ruszyła. I kolejne dziesięć, gdy odbierałem swój bagaż. Z trudem przecisnąłem się przez tłum, potem jeszcze jakieś wąskie korytarze, aż w końcu opuściłem terminal, kierując się ku mojemu parkingowi. Katowickie lotnisko, które obsłużyło w 2014 roku rekordowe prawie 2,7mln pasażerów ma trzy terminalne, malutki i starszawy terminal A, większy, kompletnie niewydarzony, dosyć nowy terminal B, oraz nieduży terminal C, wzorowany na terminalu A (na początku czerwca jeszcze nie był otwarty, trwały prace wykończeniowe). Oby terminal C był tylko wzorowany na architekturze zewnętrznej terminalu A, a w środku zadbano o współczesne standardy. Obecnie lotnisko może obsłużyć 6mln pasażerów. Problem w tym, że terminale są małe, nieprzyjaźnie zaprojektowane dla pasażerów. Jest ciasno i niewygodnie. I to mimo, że liczba pasażerów nigdy nie zbliżyła się do maksymalnej przepustowości terminali. Wtedy byłby dramat. Wielka szkoda, że katowickie lotnisko oferuje tak niski komfort podróżowania.

Szkoda również, że władze lotniska nie zdecydowały się na zatrudnienie firmy projektowej specjalizującej się w terminalach lotniczych, posiadającej międzynarodowe uznanie. Porządny terminal, z możliwością dobudowywania w  tym samym stylu kolejnych segmentów katowickiemu lotnisku jest bardzo potrzebny. Można by w nieodległej przyszłości zburzyć obecne terminale A i B, zastępując takimi segmentami. Ale już za późno, pewnie przez kilkadziesiąt lat pasażerowie będą się męczyć w obecnych terminalach. Mam świadomość, że porządny terminal kosztuje dużo więcej od byle jakiego, ale to się opłaca. Przyjazne i funkcjonalne terminalne są wizytówką lotnisk i mają ogromne znaczenie dla jego postrzegania i chęci latania z niego. Więcej o katowickim lotnisku pisałem: Jedno lotnisko dla Krakowa i Katowic.

Fragment tekstu, który zaraz nastąpi, zaanonsowałem w pierwszym wpisie z wyjazdu na Islandię - TUTAJ - dotyczy łapanek przez policję. Na lotnisko nie można wjechać bez zapłacenia 5zł, nie można też się wycofać zgodnie z przepisami, gdy dojedziemy do bramek. Trzeba albo zapłacić albo ryzykować mandat. Czyli nielegalnie zawrócić lub cofnąć i przejechać kilkadziesiąt metrów pod prąd przez "fałszywe" trójkątne rondo. Nieopodal niego za drzewem stał radiowóz policji. Ci co go zauważyli grzecznie wjeżdżali na teren lotniska, bo najniższy mandat wyniesie więcej niż 5zł. Ci co nie zauważyli, wysadzili ludzi, zawracali przed bramkami, a następnie byli "proszeni" przez policję.

Odebrałem samochód i autostradą A1 ruszyłem do Bytomia. Jak zwykle pustą. Kończy się w polu przy lotnisku i szybko kolejny odcinek nie powstanie. Ruch jest niewielki, bo tranzytowo w tym miejscu jest średnio atrakcyjna, a lotnisko jest zbyt małe, by generowało większy ruch. Co ciekawe, odcinek oddany trzy lata wcześniej do użytku ma liczne zagłębienia i wypukłości, muldy. Ktoś tu coś spartolił. A autostrada kosztowała ogromne pieniądze. Do domu dotarłem około 19:30. Prysznic, rozpakowywanie, pranie. Standard. Tak zakończyła się kolejna wizyta na Islandii.

Dane statystyczne z obu pobytów na Islandii i przbieg trasy można zobaczyć: TUTAJ i TUTAJ.

Dziękuję jeśli komuś chciało się przeczytać zapiski z Islandii.

Pozdrawiam

Grzegorz Gawlik

  • Na zdjęciach:
  • 1-3) Lawa w Islandii jest wszędzie, a Islandczycy i tak potrafią ją wcisnąć turystom. Nie za darmo. Teksty o "kawałku żywej ziemi", "o kawałku lawy z krainy ognia i lodu" - dobrze się sprzedają. Chyba muszę otworzyć lawowy biznes :).
  • 4-6) Lotnisko w Keflaviku.
  • 7-14) Lotnisko w Dusseldorfie.
  • 15-21) Lotnisko we Frankfurcie.
  • 22-25) Lotnisko w Katowicach, fragment nowej drogi startowej oraz taśmy bagażowe w terminalu B.
  • 26-30) Pamiątki z Islandii i reklamówka z najtańszej sieci supermarketów w tym kraju. 


Znajdź mnie

Reklama

Wydarzenia

Brak wydarzeń

nationalgeographic-box.jpg
redbull-225x150.jpg
tokfm-box.jpg
tvn24bis-225x150.jpg

Reklama

Image
Klauzula informacyjna RODO © 2024 Grzegorz Gawlik. All Rights Reserved.Projekt NRG Studio
stopka_plecak.png

Search